Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
PROMYKI,ZIMA1981ROKU
Panimożejużpodejść,sprawniemutoidzie,nie
trzymazadługowkonfesjonale.Adwent,czas
oczekiwania.Proszęsięuśmiechnąć,okresradości
nadchodzi.Tenkamień,conasercu,zarazpanizostawi
tamuksiędza.Ilepanimawłaściwielat?Boteściową
znamodzawsze.Mytunawsiznamysiędobrze,
apaniąwidujęuOlchowiczów,bojawiem,odzeszłego
roku.Jakjużpaniwciążychodziła.Chociażnie,
wcześniej,jaksiępaniztymartystąprowadzała,też
paniąwidywałam.Dobrze,żeWitekpaniąprzygarnął.
Nieźlesiępanitrafiło.Pracowitapaniniejest,ale
zatoładna,takludziemówią...Przyglądałamisię
uważnie,nachylającsięzbytblisko.Odsuwałamsię,
bośmierdziałaczosnkiem.Biednyksiądz.Jak
ontowytrzymywał,pomyślałam.
Staławkolejcedospowiedzi,alesamazsakramentu
nieskorzystała.Przyglądałasiętylkokażdemuzbliska.
Krępowałotoinneosobyczekającewkolejce,nikt
jednakniezareagował.Nieodpowiedziałamjejnaani
jednozzadanychmipytań.Stałampogrążona
wewłasnychmyślach...Bałamsięiśćdoksiędza,alejuż
nadszedłtenwłaściwymoment.Alboteraz,albonigdy.
Muszęwyjawićkomuśtajemnicę,którąstarannie
skrywamwswoimsercu.Ksiądzjestjeszczecałkiem
młody,bliskoczterdziestkialbozarazpo.Możemnie
zrozumie,cośdoradzi.Jestemsamaztajemnicąinie