Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kontrolerowi,usuwałsięwcień.Wmieścieitakwiedzianoojego
wartościiroliwmagistracie,prezydentrównieżgodoceniał,
anadalsząkarierę,naszersząarenę,doktorMurekmiałczas.Liczył
sobiezaledwielattrzydzieści.
Zresztą,byłomudobrzeztym,doczegojużdoszedł,azbyt
wysokoceniłdotychczasoweetapy,moralnieizasłużenieosiągane
szczebleprzebytejdrogi,byniemiećautomatycznegowstrętu
dojakichkolwiekskoków,którychefekt,nawetpozytywny,
podważyłbyprzedewszystkimjegowiaręwsłusznośćisolidność
obranejdrogi.
TakinaprzykładJunoszyc,takzwanyczłowiekinteresu,
awrzeczywistości–Murekniewątpiłotym–zwykłyaferzysta,
żyjącyzdnianadzień,byłdlaMurkanietylkoczymśzakłócającym
uporządkowanyobrazstrukturyspołecznej,leczwręczgrasantem,
któregonależałobyzamknąćlubprzynajmniejwysiedlić.Jestcoś
niesprawiedliwegowtym,żetakiosobnik,właśnietakiosobnik,może
cieszyćsiępowodzeniem,połyskiwaćwielkimbrylantem
wpierścionkuirozwalaćsięnafoteluwjasnymizapewne
kosztownymubraniuwwyzywającąkratę...
—Więcjakże,doktorze–doleciałydoświadomościMurkasłowa
Junoszyca.–Dojdziemydoporozumienia?
—Nie,panie–odpowiedziałstanowczo.–Tojestwykluczone.
—Jednakże...panprezydent...
—Panprezydentjużmojądecyzjęzaakceptował.
Junoszycwstał.
—Szkoda–zaśmiałsięswobodnie.–No,cóż...Możebędziemy
jeszczeżałowaćtakiegorezultatunaszejznajomości.
Mureklekkowzruszyłramionamiinacisnąłguzikdzwonka...
Wprogustanąłwoźnyiniepytanyzameldował:
—Jeszczejestpięćosób,panienaczelniku.
JunoszycniedbałymruchemwyciągnąłdoMurkarękę:
—Zapewnespotkamysięjeszcze.Dowidzeniapanu.
—Dowidzeniapanu.
Gdyjużbyłzadrzwiami,Murekprzypomniałsobie,żenależało
gowybadać,kiedywyjeżdża.
Wtympowiedzeniu„Będziemyżałować”oczywiściebyłagroźba.