Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
równowblaszanywagon,gdywtaczamysięnastacjępółgodziny
poczasie.Wyskakujęnaperon,nabieramwpłucaletniegożaru.
Powoliczuję,żezmieniamstanskupieniaizaczynamwypływać
zzapiętegopodszyjęgarnituru.Nietracącczasu,przebiegamtunelem
podperonamiipędzęwkierunkupostojutaksówek.Tootymmiejscu
śpiewałKazikwPolsce.Towtymniegdyśobleśnieżółtym,ateraz
odmalowanymbieląiszarościamibudynkudworcamojamama
spędziławiększośćzczterdziestulatprzepracowanychnakolei.
Awansowałazestarszegoreferendarzanadróżnikaopuszczającego
szlabannajakimśanonimowymprzejeździenaostatniejprostejtuż
przedkońcemświata,apóźniejpoprostuzwolnili.Niemamnawet
siłyterazotymmyśleć.Otwieramdrzwimercedesawkolorzebudyniu
imówiędoczłowieka:
Jedźpan!
Taksówkarzznażycie.Odrazudostrzegaszaleństwowmoich
oczach,więcpoprostuprzekręcakluczykiruszaprzedsiebie.Ztakimi
jakjasięnienegocjuje.Dieselklekoczewesoło,gdysuniemy
porozgrzanymasfalciewkierunkucentrum.
Niemogęsięspóźnićnapogrzebmówięmu,jakbytomnietam
zarazmielipochować.
Dziadekkiwagłową,zapinaczwartybiegijużpochwili
przekraczamymagicznąbarieręsiedemdziesięciukilometrów
nagodzinę.Wmieściegrozizatomandat.Jestdużaszansa,żepoliczy
mipodwójniezakurs.
Mercedesparkujepodcmentarzem,wydajączsiebieżałosny
metalicznyjęk.Zostawiampięćdychnatylnejkanapieiwyskakuję,
niezamykajączasobądrzwi.Zażeliwnąbramąorszakżałobnypowoli
wylewasięzkaplicyikroczywkierunkudziurywziemiczekającej,
bypołknąćciało,wktórymkiedyśmieszkałmójprzyjaciel.Itaknie
miałemzamiaruwchodzićnamszę.Mamjeszczekilkaminut,zanim
przemaszerujązatrumnąprzezcmentarz,więcwpadamdokwiaciarni