Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jakwwigilijnyporanekwyszedłemdosklepuzrobićzakupyicałą
drogęzaklinałemrzeczywistość,żebyniespotkaćnikogoznajomego.
Wtymsamymczasietatkokończyłedukowaćmojąnowądziewczynę
zzagrożeń,jakieniesiedemokracja,ipłynnieprzechodziłdokrytyki
współczesnychmediówserwującychwiadomościjakoersatzprawdy,
takizniegorozrywkowystarszypan.Bardzochciałemjejtego
oszczędzić.Alejeszczebardziejchciałemuniknąćopowiadania
znajomym,cotamwwielkimświecie,iwysłuchiwaniatych
wszystkichsłyszanychmilionrazyzdań,bowiesz,jakjest,stary,
dzisiajsiębawimy,ajutrozobaczymy.Każdyżyjetuzdnianadzień.
Miałemtegodosyć.
Apóźniej,wracającdodomuzkarpiem,mąkąimendlemjajekpod
pachą,zobaczyłemichwysiadającychzsamochodu,roześmianych,
obwieszonychkolorowymiprezentami.Zupełniejakbyczasstanął
tuwmiejscu.Przezkrótkąchwilęoglądałemdokładnąreprodukcję
obrazuz2002roku,przedstawiającegogrupęnajlepszychprzyjaciół
zosiedla,zktóregoktośusunąłbezśladujednązpostaci.Niemogłem
siępowstrzymać.Uniosłemrękęikrzyknąłem„cześć”,aleoniruszyli
jużwstronęblokuSiwego.Huknięciedrzwiklatkischodowej
dzwoniłomiwuszachjeszczeprzeztydzień.
Aterazjesteśmytu.Ijedenztychdzieciakównaprawdęzniknął.
Trumnazjeżdżapodziemię.Podnoszęwieniecipodchodzębliżej,
zerkającwczarnądziuręziejącąprzeszywającymchłodem,którynie
dajeukojeniawtoupalnepopołudnie,jedyniepoczucienieuchronnej
ostateczności,wkierunkuktórejkroczymyprzeznaszedni.Kładę
kwiaty,sypięziemię,bioręoddech.Powietrzezatrzymujesię
wpołowiedrogidopłuc.Niepoczułemtego,gdydostałem
wiadomość,anipodczasrozmowyzJuliączynawetdzisiaj,kiedy
jechałemtuiwspominałemwszystkienaszewspólnechwile,kłótnie,
żarty,kilometryrozmów,gdywoziliśmysiębezcelupomieście.
Dopieroterazuderzawemnietaświadomość,żeonjużnigdynie