Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
SIERPIEŃ
Siedzieliśmynatarasie.Rozmowasięniekleiła.
Jazadużooczekiwałam,auczuciezażenowanianie
pozwalałowydobyćskumulowanychwgardlesłów.
Onteżniespecjalniebyłzaangażowanywrozmowę.
Gadkaszmatka,cosłychać,ładnapogoda,ottyle.
Onpatrzyłgdzieśzahoryzontitylkodrobnegesty
zdradzały,żejestniemniejzdenerwowanyodemnie.
Miętoliłwpalcachpapierekpocukierku.Chyba
pomichałku,taksądziłamponiebiesko-srebrnym
opakowaniu.Odkądrzucpalenie,jestniespokojny.
Ciąglemusicośskubać.Sammówizawsze,żezapaliłby,
gdybynieto,żetaktrudnobyłoprzestać.Czasem
zaciągasiędymem,gdyjapalę.Mówi,żechociażtyle.
Wątpliwaprzyjemność.
Niepijeteż.Odponaddwudziestulat,aletegoakurat
mu,jakmówi,niebrakuje.Bezwódyradzisobieświetnie.
Nieruszajągonasączanyspirytusemtortaniwiśnie
wlikierze.
Nowięcsiedzimytaknatymtarasie,onpatrzy
zahoryzont,ajawlepiamoczywpęknięciakafelków
wpiaskowymkolorze.Ichdelikatnydeseńwytarłsię
niemaldocna.Możeilepiej,wątpliwejurodywzórzlat
dziewięćdziesiątychniepasowałdoosobliwegodomu,
wktórymprzyszłomisięzatrzymać.Wdomumojejbabki
Tereski.Wnętrzeurządzonebyłozesmakiem,alebez