Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ4
–Niemogęiśćnakolację–oświadczyłaCameron,
leżącnaobszernymmahoniowymłożu.
Ojcieckupiłje,kiedyskończyłatrzylatkaiwyrosła
zkołyski.Zewszystkichczterechstronbyłoozdobione
rzeźbionymiliśćmiiłodygamiryżu,aodgórynakryte
białymbaldachimem.Leżałanabrzuchu,twarzą
dopoduszki.Jedwabnaposzewkabyłaciepłaimiła
wdotyku.Irlandzkihaftwgniatałsięjejwpoliczek,ale
niezwracałanatouwagi.Byławfatalnymnastroju.Jak
tosięstało,żeJacksonLogannakłoniłjądopocałunku?
Wciążczuładotykjegoustizapachwodykolońskiej.
–Niebądźśmieszna–powiedziałaTaye,zbierając
ubraniarozrzuconewbezładziepocałympokoju.
–Ojciecnaciebieczeka.–Podniosłabuty
idoprowadziładoporządkupoplamionyczepek.–Nie
możeszmutegozrobić.
Cameronprzewróciłasięnaplecy.Zirytowana
odgarnęławłosyztwarzyiwbiławzrokwwiszącynad
niąbaldachim.
–Niczegonierozumiesz–oznajmiłazprzejęciem.
–Nieudawaj,żesłuchasz.Jacksonmniepocałował!
–Wzdrygnęłasię,zamknęłaoczyiwyznała:–Zupełnie
niewiem,cosięzemnądzieje,Taye.Najpierwbyłam
wściekła,apotem–Ciarkiprzebiegłyjejpoplecach.
–Źledotegopodchodzisz.–Tayeobstawałaprzy
swoim.Podniosłazpodłogizielonąjedwabnąsuknię.
–Wprawdziezpoczątkupopełniłaśbłąd,leczpóźniej
wyraźniewskazałaśJacksonowi,gdziejestjegomiejsce.
Niemaszsięczegowstydzić.Niemusiszsięukrywać.