Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ipogodnie.OtoBógdomagasięzwrotupowierzonych
namwcze​śniejdóbripyta,coznimiuczy​ni​li​śmy.
Późnymwieczoremprzyjeżdżaponasszefszpitala
swoimsamochodem.Zanimpodążaciężarówka
CzerwonegoKrzyża,naktórąładujemynajcenniejsze
sprzętyzsalioperacyjnej.Tymczasemznównadlatują
pojedynczesamoloty,zrzucająracenaspadochronach
ibombyzapalające.Naulicystojąludziez
volks​stur​mu
2
zmyśliwskimiśrutówkamiiprzyglądająsiępakowaniu.
Nakoniecwrzucamnaciężarówkęrower,apotem
powoli,omijającgruzyizwisającedruty,wyjeżdżamy
zrozjaśnionegopożaramimiasta.Okołopółnocy
jesteśmywGerdauen.Chcieliśmyuniknąćtłumu
uchodźcówizmierzającychwprzeciwnymkierunku
pojazdówwojskowych,alenieoczekiwaliśmy,żedrogi
objazdowebędątakpuste.Anijednegosamochodu,
aniteżnajmniejszychoznak,żektośjeszczezamierza
bronićPrusWschodnichodtejstrony.Jedziesiętędyjuż
jakprzezzie​mięni​czy​ją.
Nadranem,okołoczwartej,wprzejmującymzimnie
wjeżdżamydoKönigsbergu.Przednaszymioczami
przesuwająsięupiorne,zaśnieżoneruiny
Sac​khe​imu3.Potemrozchodząsięnaszedrogi.Narazie
znajdujęschronienieurodzicówDoktorywJuditten,
naprzed​mie​ściachKönigs​ber​gu.