Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wikaznałamniedośćdługo,bywiedzieć,żewichobliczu
spotkaniechłopaka,którenfascynujesięmojąnarracją,
torzecztakwłaściwiecodzienna.
–Ioczywiścieniewzięłaśjegonumeruinawetnie
wiesz,jakgośćsięnazywa–podsumowała.Kiedy
skinęłamgłową,uśmiechnęłasięjużzwyczajowo
sarkastycznie.–Doskonale,Klamka.Mojakrew.Niech
sobieniemyśli,żecizależynaznajomości.
–Jesteśbezwzględna–westchnęłam,poczym
podciągnęłamkolanapodbrodęizapatrzyłamsię
nawiszącynaprzeciwkomnieplakatzArtiomem.Lubiłam
myśleć,żejestemsuperniezależnainiedlamnie
tewszystkienastolatkowehistoriekręcącesięwokół
miłości.Aleprawdabyłataka,żegdybymdzisiajwpadła
nienarandomowegoTomka,alenaArtiomaMilutina,
tomożesamabymsięroztopiłaipoprosiłaonumer.Nie
dlatego,żebymsobiecośroiła,bonatoakuratbyłam
zaduża,aonmiałdziewczynę,aledlatego,
żechciałabymmiećtakiegokumpla.Zawszechciałam.
TymczasemWikaalboniezauważyłamojejzadumy,
albotylkouprzejmieudała,żejejniedostrzega.
–Jakwamjestpisanedokończyćtęrozmowę,
tojądokończycie,mojadroga.WkońcuToruńtonie
takiedużemiasto,żebyludzieinteresującysięfizyką
–wypowiedziałatosłowotakimtonem,żebrzmiałojak
niezwyklewąskaspecjalizacja,cośwstylubehawioryzmu
wężyipająków–konieckońcównasiebieniewpadli.Ito
bezkoniecznościratowaniadamywopałach,która
todamaradzisobiesama.–Przymknęłamocno
umalowanepowiekiigłośnowypuściłapowietrze,jakby