Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wikaznałamniedośćdługo,bywiedzieć,żewichobliczu
spotkaniechłopaka,którenfascynujesięmojąnarracją,
torzecztakwłaściwiecodzienna.
Ioczywiścieniewzięłaśjegonumeruinawetnie
wiesz,jakgośćsięnazywapodsumowała.Kiedy
skinęłamgłową,uśmiechnęłasięjużzwyczajowo
sarkastycznie.Doskonale,Klamka.Mojakrew.Niech
sobieniemyśli,żecizależynaznajomości.
Jesteśbezwzględnawestchnęłam,poczym
podciągnęłamkolanapodbrodęizapatrzyłamsię
nawiszącynaprzeciwkomnieplakatzArtiomem.Lubiłam
myśleć,żejestemsuperniezależnainiedlamnie
tewszystkienastolatkowehistoriekręcącesięwokół
miłości.Aleprawdabyłataka,żegdybymdzisiajwpadła
nienarandomowegoTomka,alenaArtiomaMilutina,
tomożesamabymsięroztopiłaipoprosiłaonumer.Nie
dlatego,żebymsobiecośroiła,bonatoakuratbyłam
zaduża,aonmiałdziewczynę,aledlatego,
żechciałabymmiećtakiegokumpla.Zawszechciałam.
TymczasemWikaalboniezauważyłamojejzadumy,
albotylkouprzejmieudała,żejejniedostrzega.
Jakwamjestpisanedokończyćrozmowę,
todokończycie,mojadroga.WkońcuToruńtonie
takiedużemiasto,żebyludzieinteresującysięfizyką
wypowiedziałatosłowotakimtonem,żebrzmiałojak
niezwyklewąskaspecjalizacja,cośwstylubehawioryzmu
wężyipająkówkonieckońcównasiebieniewpadli.Ito
bezkoniecznościratowaniadamywopałach,która
todamaradzisobiesama.Przymknęłamocno
umalowanepowiekiigłośnowypuściłapowietrze,jakby