Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nasucho.Mogłamjednegodniaprzyjśćwkiecceipełnym
makijażu,adrugiegowdresowychspodniachiżużlowej
koszulce.Mojaklasaiznajomizinnychklasjużdawno
przywyklidotychmetamorfoz,anieznajomychbyło
wszkolezadużo,żebymielisięprzejmowaćKlamką.
Pozatymmusiałamstrojempodkreślić,jakajestem
szczęśliwaipodekscytowana,ijakbardzocieszęsię
napierwszefakultety.Atakieckajakdotądwywoływała
główniezachwyt,nawetnastadionieżużlowym,więc
dlaczegomiałabymsięobawiać,jakodbiorąją
nalekcjach?
Kiedyweszłamdoszkoły,miałamwrażenie,żetonie
pierwszytydzieńwrześnia,leczpołowaczerwca.Mimo
porankawpowietrzuwisiałupał–ostatniewspomnienie
lata.Mijanedziewczętawciążnosiływakacyjną
opaleniznęiwakacyjnetatuażezhenny,chłopcyjeszcze
niezamieniliszortównadżinsy,aT-shirtównakoszule
zdługimrękawem,niektórzymielipowplatanewewłosy
drewnianekoraliki.Deniszrównoległejklasy,naczelny
rastamanszkoły,powitałmnieprzyjaznymmachnięciem
dreadami.Prezentowałysiętymbardziejimponująco,
żenaturaobdarzyłagoogniścierudymiwłosami,tak
długimi,żebudziłyzazdrośćwieludziewczynwliceum.
Wodpowiedzinapozdrowieniewykonałamwdzięczny
piruet,prezentującświatumójstrój,któryfantastycznie
kontrastowałzopalenizną.
–Patrycja,szacun!Wyglądaszbosko!
–skomplementowałmnieDenis,zktórymniemiałam
wystarczającobliskichrelacji,żebynazywałmnieKlamką.
Toimię,którymsięnacodzieńposługiwałam,było