Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
teraznasobie,jestokropniewieśniackie,ludzie
wShenzhenchybaumrąześmiechunamójwidok
–powiedziałaSijiang,przysuwającsiędokoleżanki.
–Totrzebazakasaćrękawyizabraćsiędomycia
głów!Będąinoweubrania,ijedzenie,ifaceci
–wymieniałaXiaohong,przeciągającsamogłoski.
–Pomandaryńsku!–LiMaziprzezcałyczasmiał
zamknięteoczyiwydawałsiędrzemać,ażtunagle
wtrąciłswojetrzygrosze.
–Dobrze,dobrze.Zaraz–dojeżdżamy
–do–pięknego–Shenzhen.Li–Si–Jiang–cieszysz
–się?Ja–bardzo–się–cieszę–czeszę–cieszem!
–wydukałaXiaohong.Wtensposóbćwiczyłaprzezcałą
drogę,patrząciopowiadającotym,cowidzi.LiMazi,
niczymprawdziwynauczyciel,wodpowiednich
momentachdawałimwskazówki.Gdydojechali
doShenzhen,językiobudziewczątbyłyjużjak
skołowaciałe,alepotrafiłyowszystkimpowiedziećkilka
zdań.
–Ćwiczcie,tonabierzeciepłynności–powiedział
LiMazi.
2
Bustoczyłsięnaprzód,kołyszącnabokiicochwilę
zatrzymując.Chłopaksprzedającybiletyprzezcałyczas
stałprzydrzwiach,witająciżegnającpasażerów.Między
nogamiściskałmałątorbęzczarnegopłótna,jednąręką
dodatkowoprzytrzymywałjąodgóry,przezcowyglądał,