Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przerwałmugłuchytrzask.Katalończyknaglezatoczyłsięiwypadł
przezdrzwinaulicę,plująckrwiąiwłasnymizębami.Wszyscy
spojrzelinaniego,apotemnaMaura,któryzobojętnąminąmasował
kłykcieogromnejpięści.
–Gospodarzu!–zawołałGedeonznadmisyzoliwkami.–Izapakuj
namtrochęmiękkichbułeczek!Takichbezskórki,żebybiednyArnau
dałterazradęjepogryźć!
Niedługopośniadaniu,tużpotym,jaksłońcewyłoniłosięwreszcie
zzagórizalałoprażącymblaskiemulicęwsiustópzamku,kompania
MordercówGedeonadosiadłakoni.Byłoichdziewięciu–łysiejący,
jednookiOlivar,którytrzymałlinęprzymocowanądouzdyosiołka
Joaqima,Arnauzrozkwaszonągębą,chudynożownikmówiący
zfrancuskimakcentem,potężny,małomównytopornikorazpostawny,
siwowłosymężczyznazarkebuzemprzewieszonymprzezplecy,
zniejasnychwzględównazywanymSępem,adotegoGedeonoraz
joannitaiMaur.Jechaliwmilczeniu,dręczenikacem,pragnieniem
rychłejpomstynadwóchnowychtowarzyszachlubwłasnymi
mrocznymimyślami,ażegnałyichspojrzeniazzaniedomkniętych
drzwibądźuchylonychokiennic.
Spojrzenia,wartozaznaczyć,pełneulgi.
Kopytastukałyobruk.Poskrzypywałaskórzanauprząż,komuś
szczęknęłabroń.Poszczekiwałykundle,zktórychnajśmielsze
odprowadziłyoddziałdalekopozabramę.
–Zatrzymajgo–odezwałsięGedeon,gdystanęliwdługimcieniu
rzucanymprzezwznoszącysięwysokozamekświętegoJózefa.
OlivarszarpnąłzasznuriosiołekJoaqimaposłuszniesięzatrzymał.
–Dokądteraz?–PrzywódcaMordercówzwróciłsiędochłopaka,
którynatychmiastpochyliłtwarziukryłjąwchudychdłoniach.Minęła
chwila,zanimwyciągnąłrękęiwskazałpołudniowyzachód.
Żyduśmiechnąłsięponuro.
–Notojedziemy!–zarządził.
Któryśzsiepaczysplunął,innyklasnął,jeszczeinnyzaklął
ipoklepałrękojeśćnożazapasem.Namomentwizjarychłejobławy
zdominowaławszelkieinneemocjeiwtedyjoannitaspojrzał
naMaura.
Uważajnasiebie–mówiłjegowzrok.–Jesteśmybliżejniżdalej.
AMaur,któryznówmiałzasłoniętątwarz,uśmiechnąłsięsamymi
tylkooczami.
Wnetzostawilizasobązameknaskale,choćdługojeszczesłyszeli