Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Cośnietak!Onaumiera!
Wiem,żewtedyzajrzałemśmierciwoczyipęknięte
serceostateczniesięrozpadło.Mimotokobietawbijała
kolejnegwoździe:
–Paniedoktorze!AnitaSkowron!Natychmiast!
Wsiadłemdosamochoduipojechałem.Jeszcze
nigdyniemiałemwgłowietakiegomętliku.Jeździłem
wśrodkunocypoopustoszałychulicachTarnowa,nie
mogąctrafićdomiejsca,gdziepowinienemdotrzeć
zzawiązanymioczami.
Nimzjawiłemsięnaoddziale,złotagodzinaminęła.
Jedyne,comipozostało,tostwierdzićzgonAnity
Skowron.
***
Chciałbymwygnaćzpamięcitamtenwieczór.Nie
potrafię.Stałemnadzwłokamiipłakałem.Szlochałem
jakdziecko.Łzykapałymiztwarzy,agdzieśpod
powiekamiwciążiwciążwytryskiwałanowakrynica.
Miałemnadzieję,żenieumarła,podniesiegłowę
ispojrzynamnie,azamiasttegodostałemgrobowe
milczenieiprzeświadczenie,żenicniebędziejużtakie
jakkiedyś.
Leżałemwłóżkubezsił,czekającnareakcję
budzika.Tenwychwyciłmojąmyśl.Zaśpiewałskoczną
melodię.Niemiałemsiływyciągnąćdłoni.Czekałem.
Budzikzawodziłdobretrzyminuty,nimwreszciepadł.
–Witaj,szczęsnydniu!–powiedziałemnagłos.
Haniakazałamiudawaćszczęśliwego,oszukiwać