Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
20
świętość
wstajeizakolejnymruchempoplamionympapierempocieramitwarz,zapachdusi,
sprawdzampoliczekręką,lepisiępalec,przerażonywybiegamzłazienki.
Niejestemdlabrataswój.Onteżniejestdlamnie.Prawiewcaleniemago
wdomu.Rodzicemająznimkłopoty,nieuczysiętakjaktrzeba,wybierakolegów
ilas,jeżelijestwdomu,toprzychodzidoniegoIlona.Wdomuzmieniająsięzwie-
rzęta,bratprzyprowadzapsy,przynosizranioneptaki,razwiewiórkę.Zmatką
szukamynowychmiejscdlazwierząt.
Szybkotracęgozoczu,gnieździsięwdomuteściowej,razuciekadomatki,ale
wraca.Taksamoszybkozałatwiamitransportmeblajakdawniejpojakimśude-
rzeniumnie,stajedopojedynkunapięścizmoimwrogiemizadajemuskuteczne
ciosy.Jestembratemtygrysa,toprzezwiskonadajemuosiedle,zarazpotym,gdy
wzooudajemusięwłożyćrękędoklatkizmłodymtygrysemikociakłapąkaleczy
mudłońnakilkaszwów.MówiądomnieBmałytygrys”.Jeślikiedyśczułemsię
pewniejwśródnieznanych,towłaśniewtedy,gdysłyszałem,żejestembratem
tygrysa,małytygrys.
Będziecorazgorzejznami.Niemammunicdopowiedzenia,niepróbujęnawet.
Matkakiedyśmimówi,żebratgdzieśchwaliłsięmną,Nierozumiemtego.Wszystko
mijedno.Mówię,zpewnościąsiebie,żejesteśmyzróżnychświatów.Przezbardzo
długiczas.Zauważamktóregośrazu,żewyłysiałirośniemubrzuch,inamawiam
go,bycośztymzrobił,botowogóleniepasujedoniego,musibyćinny.
Trzebabyłowkońcupojechaćdoszpitala,jużmnieszukano.Czasnamierzania
człowiekapodziemiąjeszczenienadszedł.Naprzemianbyłemnaplacuiwlesie.
Wszystkodlatego,żebratzostałcieniemlasu,wktórymchodziłem,nieodczuwając
żadnegozagubieniawśródnieznanychludziczygęstychzaroślipoprzecinanych
leśnymidrogami.Niemogłemwyjść,żebypozałatwiaćurzędoweformalności,zapo-
mniałemtakłatwooobowiązkach,jakprzyostatnichodwiedzinachzapomniałem
powiedzieć,żejestemjegobratemimnieniewpuszczononaOIOM.Pominąłem
całyszeregkomunikatówwysyłanychdoludzi,bypowiedzieć.Zaraz,alejajestem
uratowanydlauczuć,mamymałoczasu,kiedypotrzebagonieskończenie,żeby
zrozumiećjeszczewielerazy,kimsięjest,kimjestbrat,ktojestbratem.
Niemożliwe.Walczyłemoniego.Jestgdzieśwlesie,tamgdziepowinien
żyć,byłomiejscedlaniego.
Naplaculasludzi.Onbyteraztubył,gdybymustarczyłosiłnaucieczkęze
szpitalaporazostatni,alewierzyłlekarcewjeszczedziesięćlatżycia,aostatecznie
znikłwdwadniijednakjestgdzieśwlesie.
Tejsamejnocywmiejscuniedoodróżnieniaodlasu,wgąszczuoddzielającym
odulicywzagłębieniuterenuozapachustawuidotykumokrychliściotarłemsię
ośliskąskórzanąkurtkęiodruchowoodskoczyłem.Wiedziałem!krzyknąłem.
Zaglebiłemdobiegłozbliskaiodrazuwszystkowróciłodocodzienności,bo
usłyszałembrata,tylkoonmógłśmierćtaknazwać.Więcejjużsięnieodezwał.
Leżałemzarazobokznieskończonegopragnienia,wniezgodzienaodebranie
szansy.Bratsambynicniepowiedział,onżyłiniemówiłożyciu.
Mogłeśbyćwinnymlepszymmiejscu.Wtedyniktniezauważył,światbyłje-
szczeprzepełnionyzwierzętamiidrzewami,byłbardziejdzikiiinaczejstykałsię
zczłowiekiem,wchodziłdodomuzbezdomnymipsami,wróblamiijaszczurką.Zno-
siłeśchoreibłąkającesięzwierzętaalbozłapane,bytylkoimsiępoprzyglądać
30(4/2019)