Prolog
–Ludzieciąglepragnąpoklasku.
Matowymęskigłoswypowiedziałtesłowazestoickim
spokojem.Osobastojącaobokmogłabyuznaćnawet,
żeichautorjestzupełniepozbawionyemocji.Byłoby
tojednakkłamstwo.Mężczyznaspoglądałnaleśny
krajobrazrozpościerającysięzaoknemdomku
letniskowego.Przepełnionyptasimśpiewemlaszdawał
sięzupełnienieświadomywydarzeńrozgrywającychsię
wmałejdrewnianejchatce.Mężczyznauśmiechnąłsię
mimowolnie,gdytamyślprzemknęłamuprzezgłowę.
–Jesteśmytaknaprawdęmarionetkamiwrękach
ignorantów,nieliczącychsięzezdanieminnych.Ważna
jesttylkoichracja,jaktotrafnieujętowpewnymfilmie
onauczycielu.Szkoda,żewieluuważatodzieło
zakomedię.
Mężczyznazawiesiłwzroknamałymkolorowym
ptaku,któryusiadłnawerandzieiniezważającnanic,
nuciłradośnieorazdonośnieswąmelodię.
–Natomiastwyjesteściejakteptaki.Pyszni,kolorowi
igłośni.Nieliczyciesięzopiniąinnych,drwicie
zobyczajówmieszkańcówtegokraju.Zichwartości.
Zichhistorii.Śpiewaciepieśńotolerancji,aletak
naprawdęzagłuszaciewszystkichwokoło.Uważaciesię
zawyrocznię.
Ptaszeknadalwesołoświergolił,niezauważając
czającegosięzanimwielkiegorudegokota.Tenpowoli
skradałsiędoniczegonieświadomejofiary,zajętej
śpiewemidemonstrowaniemwszystkimkolorowego
podgardlaorazpiersi.Mężczyznaprzyglądałsięcałej