Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Czylisiedzimytuzamkniętejakpsy,które
wypuszczasięostałychgodzinach,żebyniepogryzły
mebliinanicnienasrały.Cudnie.
Wychodzimynakorytarz.Tosamorobiąlokatorki
sąsiednichcel.Razemjestnasdwanaście.
Dwanaście:liczbamiesięcywroku,liczbaczłonków
ławyprzysięgłych,liczbagodzinnatarczyzegara.
Przezchwilęmierzymysięwszystkiewzrokiem.Czy
któryśzoprawcówwyładujedziśnanasswojązłość?
Kiedyokazujesię,żeniktniewykonujewulgarnych
aniagresywnychruchów–ktowie,możetojednak
będziedobrydzień–kierujemysiękuwyjściunakońcu
korytarza.
Jane,jednaznajdłużejosadzonych,mamroczecoś
dosiebieizatrzymujesięcojakiśczas,żebyuderzyć
głowąościanę.Skórapękanaliniiwłosów,popoliczku
płyniestrużkakrwi.Pozostaliidąprzedsiebie
zezwieszonymigłowamiizałożonymirękami,jakby
chronilinajważniejszeorganyalboniechcielidopuścić
doulaniasiębóluicierpienia.
IdęzdecydowanymkrokiemobokBowidopieroteraz
docieradomnie,żetadziewczynawydzielaintensywną
wońdzikichkwiatóworazdrażetekcytrynowych.
Podobamisiętenzapach,alewiem,żedługosięnie
utrzyma.Tutejszawodaśmierdzijakchemiczne
laboratorium,amydło,któredostajemy,cuchniejak
zjełczałytłuszcz.
Odzywasiępiskliwy,przenikliwygwizdek,odktórego
całasiękulę.
–Noproszę–słyszęzaplecami.–Właśnie
przegrałamzakład,choćmyślałam,żestawiam