Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dobrzy.Uśmiechająsię,ilekroćprzechodzęoboknich.
Pytają,czymożewczymśpomóc.
Wieczorem,potym,jakzamykająsiędrzwidoceli
igasnąświatła,nawszelkiwypadekzasłaniamkamerę
prześcieradłemiwyjmujęukrytąwewnęcewścianie
kolekcjęmajchrówzrobionychzłyżekiszczoteczek
dozębów.
Niesłyszękomunikatunakazującegoodsłonięcie
kamery,cosamowsobiestanowisygnał,żecośjest
narzeczy.Strażnicyniechcą,żebyzarejestrowałosię
to,nacosięzanosi,awrazieczegowinązabrak
nagraniaobarcząmnie,możenawetpowiedzą,żesama
zrobiłamsobiekrzywdę,apotempróbowałamzrzucić
wszystkonanich.Nieto,żebycokolwiekimgroziło
zauszkodzeniePomylonej.
–Cosiędzieje?–pytaBow.
Gdyjejwyjaśniłam,zupełnienieprzejętatylkomacha
ręką.
–Niebędziesztegopotrzebowała–mówi.
–Jatozałatwię.Siedźipatrz.
Tak,jasne.
Zajmujępozycjęprzydrzwiachjakwartowniczka,
aBowwzdychairobitosamo.
Mijagodzinazagodziną,ajatrwamnaposterunku.
Dlamnietoniepierwszyzna,zdarzałosięitak,
żepilnowałamdrzwi,kiedypodmoimdomemtrwały
zamieszki.
MójtatajestsenatoremwIzbieMiriady.Zabiega
oto,abyuchwalanoprzepisyprzychylneMiriadzie
iniekorzystnedlaTrojki.
Bywało,żekiedypojawiałsięjakiśgorącytemat