Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ipłakałem.AobokmniebyłItachi,którywyczuwałmój
nastrójiskutecznieuspokajałmnieswoimcichym
mruczeniem.
Ściąłemwłosy.Pozbyłemsięichnieomaldozera.
Izarazsobieuświadomiłem,żejeślifaktycznieAnfrew
będziemiałaproblemyzpamięcią,możemnienie
rozpoznać.Zdrugiejstronyjednakwolałem,żebymnie
niepamiętała.Niechciałemprzedsobątegoprzyznać,
aleopcjanumerdwabyładlamnienajbardziej
prawdopodobnainiechciałamnieopuścić.
Niewiem,jakimkrokiemszedłemwstronętego
pieprzonegobudynku,alezpewnościąniebyłspokojny,
bozauważyłemzdezorientowanetwarzeinnychludzi.
Tośmieszne,bozawszemisięwydawało,żekroki
stawianewdrodzedoszpitalapowinnywłaśnietakiebyć.
Odrazuposzedłemwstronęwind,ignorując
recepcjonistkę.Onamniechybanawetniezauważyła,
bobyłazajętaodbieraniemtychnudnychtelefonów.
Czekanienawindęwydawałomisięwiecznością.
Jechałemniąsam.Niepamiętałem,kiedyostatniosiętak
denerwowałem.Czułemtakistres,żenanowochciało
misięrzygać.Zjednejstronytakbardzochciałem
wiedziećcoznią,azdrugiejsiębałem.Bałemsiętego,
cousłyszęizobaczę.Aprzecieżistniałotakmałorzeczy,
którychsiębałem.
PowyjściuzwindyzauważyłemLizzie,któranerwowo
chodziłapokorytarzu.Schowałemdłoniedokieszeni
bluzy,zmuszającsię,bypodejśćdodziewczyny.Kiedy
tylkomniezobaczyła,niemalpodbiegławmojąstronę,
wpadającmiwramiona.Szlochałapodnosem,alenie