Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dziewczynkaoddychazgłębipiersi,owładnęłyuczucia
nieokreślone,pomieszanezsobą.Narazpoczułażalzaminionąchwilą,
dzikąwesołośćzwyzwolenia,lecziobawę,żeJaśzawiadomił
ojczymaojejwybryku.Alechłopakjużprzyskoczyłdoniej,porwałjej
ręceiodciągnąłznasypudaleko,podsągidrzewa.
Awidzisz!Widzisz!rzekłaAndzia.
Jaśrzuciłsięjejnaszyję.Wołauradowanymgłosem,przepojonym
szczęściem:
Andziuśzłocista!Żyjesz!Jesteścała.Myślałem,żeumręze
strachu.Wiesz,żetobyłokrutniedługiinaładowanypociąg?
Jasiu,niepowieszotymwdomu,co?Dajsłowohonoru.
Dajęrzekłchłopakzpowagą.Ale,cóżty,byłaśpod
lokomotywą,aboiszsię...
Bolokomotywamogłabymniejedyniezabić;jabojęsię
wymówekigniewów.
Przecieżrózgąniedostaniesz?
Obojeparsknęliśmiechem.
WyobraźsobiepannęEwelinęwtejroliegzekutoramówiła
Tarłównachybazakażdymuderzeniempłakałabyicałowałapo
rękach,przepraszając.
Młodaparaoddaliłasięodtorukolejowego,idącwgłąbłąki.
Kierowalisiędoleśniczówkiwilczarskiej,migającejrównym
szeregiemświateł,jakgdybyzawieszonychwpowietrzu.
Leśniczówkarzęsiścieoświetlona;możektośprzyjechał?Ajutro
ranoobławanawilki,pojedziemyznówrazem,co?...
Chciałabym!
No,topojedziesz!Jakzechcesz,toidoTurzerogjeszczenietak
prędkopowrócimy.PrzyjemniejtuwWilczarach.PanKościeszazrobi
wszystkodlaciebie.Onbycięgwiazdamikarmiłjakkaszą.Mniesię
zdaje,żeoncięwięcejkochaniżswegoJanuszka.
Tak,dobryjestmójojczym,alezawszeJanuszektoprzecie
rodzonysynodrzekładziewczynka.
Szlidalej,milcząc.Poprzedzałichmiękkiszelestrozsuwanychtraw;
dokołarechotałyżabyjednolitą,zgodnąmelodiąwiosny.Czasem
głośniejszyskrzekwystrzeliłponadmonotoniężabiegośpiewu,czasem