Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przychodzą,mówi.Państwojużwieczerzająigośćnadjechał.
Ktotaki?spytalijednocześnie.
Mówiąnaczelnikprzystanku.
Masztobie!Tegotylkobrakowało.
JaśprzysunąłsiędoAndzi.
Mojazłota,aleniepowieszotym,prawda?Możetennaczelnik
widziałnasidlategoprzyjechał,żebyoskarżyć?Niepowiesz?…
Janiepowiem,alejeślijesteśmyzdradzeni,tosiętrzeba
przyznać,niemarady.
Ojej!Jestemzgubiony.
Niebójsię,jacięobronię.Ależzciebietchórz.
Dobrzecimówić,bośnigdyniezaznałakarcącegowzrokuisłów
twegoojczyma,alejatoznam.Jaucieknę!zawołałzdeterminacją.
Zaśmiałasię.Bylijużprzygankuleśniczówki.Ładny,stylowy
domekrysowałsięnatlenocystrzelistymiwieżyczkami.Świetlne
pasmaodokienciskałynaziemięjaskrawesłupywczarności
rozpanoszonejwładczo.Smugitebyłyjakbyfilary,naktórychstał
pałacyk.Zgankuzbiegłydwaolbrzymiepsylegawe,GamaiAkord,
zgłośnymszczekaniemskoczyłydonadchodzących,leczzarazucięły
opółtonu,łaszącsięprzyjaźnie.AndziaiJaśweszlidosieni.Lunął
nanichblaskrzęsisty,oślepiłnachwilę.
A!Otóżnasidezerterzy!
PanKościeszastałprzedmłodymi,baczniesięimprzypatrując.
Zauważyłzmieszaniedziewczynkiichłopca,przytymnaciemnej
satynowejsukienceAndziświeżeplamyżółtegopiasku,głównie
nakolanachipiersiach.Włosymiałaroztargane,piasekwbrwiach,
nawetnarzęsach,większejegogrudkiosiadłynaczolewokółczarnych
włosówpokrytychjakbypudrem.PanKościeszasięgnąłwzrokiem