Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
„Tylkodlaczegoumnie?”–pomyślałStopa,ociupinę
zniesmaczonywidokiembiesiadującychkolegów.
Lubiłgości,alemiałzwiązaneznimiokreślonezasady.
Jakteżokrzepłepreferencjetowarzyskie.
Wieloletniasłużba,najpierwwmilicji,potemwpolicji,
przedtempracawcywilu,ateżobcowaniezliczną
wielopokoleniowąrodzinkąpomieczunauczyły
goswoistejostrożnościwdoborzeprzyjaciół.Także
wselekcjiludzi,zktórymibiesiaduje,pijącalkohol.Teraz
nawetwzdrygnąłsięnamyśl,żejakbyzurzędubędzie
musiałpićztymiludźmiciepłąwódkę,zakąszając
jąobrzydliwieciepłympiwem,przytympopychać
pierdoły.Żeprzyjdziemufraternizowaćsięzgliniarzami,
którychzapewnejużnigdywżyciuniespotka.I,comógł
stwierdzićnapierwszyrzutoka,zktórymimunie
podrodze.Nawetniechciałbyichspotykać.Boniby
wjakimcelu?
Tomaszniecierpiałciepłejwódki.Izimnegorosołu.
Pozatym,kilkagodzinpoprzyjeździedoCieplic,
załatwieniusanatoryjnychformalności,wizycie
uniesympatycznejpigułyibardzoniemłodegolekarza,
spotkaniuzopiekunemgrupy–organizatorem,
ipopierwszejrozmowiezpaniąpsycholog,teżdość
smacznymiobfitympierwszymobiedzie,Stopachciał
poznaćnajbliższąokolicę.Jakoformalny,pełnoprawny,
legalny,uzdrowiskowykuracjusz.Iśćnapierwszycieplicki
spacerek,bomiastoznałjedyniezopowiadań.Gliniarskie
płucawypełnionewrocławskimsmogiemorazzatęchłym
komisariatowymsmrodkiemprzewietrzyćpowietrzem
emitowanymprzezstarodrzewokalającegosanatorium