Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ5
SAL
Jesteśmynaprawdęnastyk.To,jakzakończyłosięnaszeintymne
spotkaniezGabe’em,byłodośćdziwneipozostawiłoposobienie
dokońcaprzyjemnyposmak.Późniejniewidzieliśmysięcałe
dwadzieściaminut.Wziąłempryszniciwiścierekordowymtempie
włożyłemjednązmoichbiałychkoszul.Potemwsiadłemwauto
ipodjechałempoGabe’awdrodzedoszkoły.
Gabewyciągazbagażnikasamochoduwielkąprzenośną
zamrażarkę,ajaotwieramdrzwiszkoły.Wletniepopołudnianikogo
tuniema.Pustekorytarzesprawiająniepokojącewrażenie.
–Lekkietotoniejest–zauważaGabe,kiedyidziemyprzezhol,
chwytamwięczajednązrączek.Faktycznie,ciężkie.Azarazzrobisię
jeszczecięższe.Korytarzetonąwmiękkimświetle,przyćmionym
wporównaniuzwściekłymblaskiem,jakiwidujemytunacodzień.
–Byciesynemwicedyrektorkimaswojezalety–zauważaGabe.
–Chybajedną–odgryzamsię.–Niewiem,czydarmowylód
zeszkolnejkafeteriiwynagradzamiwszystkoinne.
–Ej,aletwojamamamożezamawiaćdowolnerzeczyzeszkolnego
menu,nie?Pamiętasz,jakwgimnazjummiałeścałązamrażarkę
wypchanąpizzą?Iletegobyło?Zestosztuk?
Przewracamisięwżołądku.
–Nieprzypominajmi.Jadłemtoprzezcałelato.Cotydzień
schodziłabutelkasosuranczerskiego.Toniebyłymojenajlepsze
chwile.