Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zaczęlikrzyczeć.JednakzamiastwycelowaćbrońwBena,mężczyzna
przyłożyłlufędowłasnejtwarzy.
Totwojawina,chłopie.
Ipociągnąłzaspust.
Wcześniej
Drzwisypialniotwo
rzyłysięzeskrzyp
nię
ciem.
Natwardej,drewnianejpodłodzesłychaćbyłociężkiekroki.Ben
zamknąłoczyiudawał,żeśpi.Czekałtylko,zgiętyknykiećdziadka
dotkniejegołopatki.
Obudźsię,Ben
ja
mi
nie.Pokażęcicoś.
JegosiostraEmilyspałapodrugiejstroniepokoju,abratDevon
wsypialninakońcukory
ta
rza.Pole
conomu,byichniebudził.
Wysunąłnogispodkołdry.Światłoksiężycarzucałonapodłogę
cienie.Benwyobrażałsobie,żetopalce,aniegałęzierosnącego
nazewnątrzdębu.
DziadekRobertczekałnaniegonadrugimpółpiętrze.Otulały
gokłębywaniliowegodymuzfajki.Blaskświecy,którądziadek
trzymałwprawejdłoni,podkreślałbruzdynajegopoliczkach,biały
zarostiniebieskieoczy.Drugarękaspoczywałanabalustradzie
zakrzywiającejsięwdółwstronęgłębszejciemności.Gdydotarli
napierwszepółpiętro,płomieńświecyzafalowałizgasł.Ciemność
wywołałauBenadreszczykemocji,lecznietrwaładługo.Zręcznie,jak
przystałonawytrawnegomagika,dziadekRobertzapaliłświeczkę
zapalniczkąZippo.Bensłyszałiczuł,aleniewidział.Wiedziałtylko,
żedzia
dektrzy
małzapal
niczkęwkie
szeniszla
froka.
StaruszekuśmiechnąłsiędoBenairuszyłdalej,zgarbiony,
wkierunkuparteru,trzymającmosiężnyświeczniktakstabilnie,jakby
byłopołowęmłodszymmężczyzną.Przeszlinapalcachobok
zamknię
tychdrzwipokoju,wktó
rymspalirodziceBena.
WiatrzacząłnapieraćnadomiBenusłyszałszepty.Podłogi
skrzypiały.Wyobrażałsobie,żektośponichchodzi.Jegodłoń
zjechałaporzeźbionejbalustradzie.Głównaklatkaschodowawiłasię
leniwiepospiraliwkierunkuholuiniskowiszącegokandelabru
oświetlającegomozaikęnapodłodze.Benpodążyłzadziadkiem
ciemnymkorytarzem.Ściany,jakprawiewszystkiewtymdomu,były
całkowiciezasłonięteregałamizksiążkami,sięgającymiodpodłogi
posufit.Miałydrabinki,któreprzesuwałysiępodobrze