Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Biednedzieci!rzekłnieznajomypółgłosem,zginązchłodu
igłodu,boniewidzętutajaniżadnychzapasówżywnościani
cieplejszejodzieży.Jaktomożnatakiedrobneistotypozostawiaćsame
nadrodze.Cotuczynić?Pozostawićjetutaj,totosamocopozwolić
imumrzeć.Wziąćjezesobą?Przedemnąjeszczedalekadroga,nie
wytrzymajątejpodroży.
Gdytakrozmyślanieznajomy,pieszacząłgłośnoszczekać.Hałas
tenzbudziłzesnustarszegochłopca.Otworzyłoczy,spojrzał
nanieznajomego,zdumionym,alepełnymprośbyzwrokiemirzekł
zwracającsiędopsa:
—Cicho!Cicho!Proszęcię,nieróbhałasuiniebudźbiednego
Pawła,boimdłużejśpi,temmniejcierpi.Czywidziszjakgostarannie
okryłem.Ciepłomu.
—Aty,biednychłopcze,przemówiłnieznajomy,tobiedobrze
zimno,nieprawdaż?
—Tonicnieszkodzi,odpowiedział,jestemjużdużyimocny,gdy
Pawełmalutkijeszczeiskoromuzimnolubgłodnyzarazpłacze.
—Jakżesięnazywasz,mojebiednedziecko?zapytałpodróżny.
—NazywamsięJakóbamójbratPaweł,odpowiedziałzapytany.
—Dlaczegożtutajjesteściesami?badałnieznajomy.
—Ponieważnaszamatkaumarła,odrzekłJakób,aojcauprowadzili
żandarmi:niemamywięcżadnegoschronieniaidlategojesteśmy
sami.
—Dlaczegomójchłopcze,ojcawaszegouprowadziliżandarmi?
—Niewiem;byćmożedlategożebymudaćchleba,bogowcale
niemieliśmy,odparłJakób.
—Któżwięcdawałjeśćtobieitwemubratu?
—Żebraliśmy;rzekłJakob,wprawdziedawalinamniewiele,ale
tojednakstarczyłodlaPawła.
—Aczyitybyłeśsyty?
—Nie,odpowiedziałzuśmiechem,nictoprzecieżnieszkodzi,choć
niejadampokilkadni,wszakjestemjużduży.
Nieznajomegoniezmierniewzruszyłatabraterskaitakczułamiłość
aponieważposiadałszlachetneserce,postanowiłzabraćzesobądzieci
iodprowadzićjedonajbliższejwioski.Miałnadzieję,zeznajdzietam
jakąlitościwąduszę,któraprzyjmieopuszczonych,zapowrotemzaś
swoimobmyśliśrodkiwjakisposóbmógłbyimdopomódz.Byćmoże,
zedotegoczasuodnajdąswegoojca,lubonichodnajdzie.
—NoJakóbie,rzekłczypójdzieszzemną.Będęsiętobą
opiekował.