Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żemuszęrozsunąćwielkiezamszowekotaryiusunąć
prowizorycznądidżejkę,żebyprzygotowaćlokal
doobsługi,alewodpowiedziusłyszałamtylkobełkot.
–Głupia,głupia,głupia…–wymamrotałizasunął
zasłony,któreledwiezdążyłamrozchylić.
ZadzwoniłamdoReardona.
–Samnadaltusiedziiimprezuje.Niechcewyjść
iniepozwalamiotworzyćrestauracji.Comamzrobić?
–Niechtoszlag!Dajmigodotelefonu.Jużtamjadę.
PodałamSamowitelefon.
–Głupia,głupia,głupia…–powtórzyłtosamo
Reardonowiioddałmikomórkę.
–Wezwijmutaksówkę!!!–wrzasnąłReardon.
Rozejrzałamsięposali,aleSamzniknął.
–Poczekaj,chybasobieposzedł–stwierdziłam.
Wtejsamejchwiliwyjrzałamprzezokno.Sam,
zwielkimzłotymroleksemnaręce,wwypucowanych
butachodPradyibeżowychjedwabnychspodniach
właśniezamierzałwsiąśćdoautobusu.Wybiegłam
nazewnątrz,żebygozatrzymać,jednocześnieśmiejąc
siędotelefonu.
–Cosiędzieje,coonwyprawia?–dociekałReardon.
–Wsiadadoautobusuwkierunkucentrum.
–Masznamyślitransportpubliczny?
–Nieinaczej–odparłam,patrząc,jakzadowolony
iurżniętySammachadomnieradośniezeswojego
siedzenia.
–Rany–westchnąłReardon.–PowiedzMłotowi,żeby
gozgarnął.
„Młot”byłochroniarzem,kierowcąlimuzyny
iegzekutoremdługów.Słyszałam,żeniedawnowyszedł