Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
„Legendagłosi,żeprzedtysiącamilat,nadługo,zanim
narówninachzjawiłsięBajarz,mieszkałtusobieludcichyispokojny,
rozmiłowanywrolnictwieihodowli…”
Chłopiecprzerwałczytanie,uniósłwzrokznadkartkiispojrzał
naojca,wyraźnieoczekującaprobaty.Ten,rozpostartywfotelu,
zlampkąbrandywjednejręceicygaremwdrugiej,wypuściłzust
kółkodymu,uśmiechnąłsięigestemzachęciłsyna,byczytałdalej.
Chłopczykzmarszczyłbrwi,poprawiłokularyipodjąłwprzerwanym
wcześniejmiejscu.
„Nikttunikomuniewadził,ludziebylisobieżyczliwi,
asporadycznekłopotyrozwiązywanoczytorozmową,czypracą,
agdyniedałosięinaczej,odrobinąmagii,którawtedyjeszczeniebyła
złaiplugawa…”Mogęsięnapićwody?zapytałchłopiec,kolejnyraz
przerywającczytanie.Wgardlemizaschło.
Ojciecitymrazemuśmiechnąłsięszeroko.
Oczywiście,promyczku.Zerknąłnastojącegowkącie
kamerdynera.Mort,nalejmuwodyzcytryną.
Takjest,proszępana.
Idodajsyropuibąbelków.
Toostatniepowiedziałteatralnymszeptem,dodatkowozasłaniając
ustazjednejstrony,jakbyzdradzałnabokujakiświelkisekret.
Chłopiecroześmiałsię,prezentującprzetrzebioneszeregi
mleczaków,aojciecmrugnąłdoniego.
Tylkomamieanisłowapowiedział.
Jasne,tato.Małyodłożyłkartkęisięgnąłpopodaną
muszklankę.Dziękuję,Mort.
EugeneDragosavlijprzyglądałsięsynowi,razporazunoszącdoust
tolampkę,tocygaro.Nieprzestawałsięuśmiechać.
Wreszciechłopczykdopił,odstawiłszklankęnastółiotarłszyusta
rękawem,razjeszczesięgnąłpokartkę.
„Ażpewnegodnianadrówninązapadłzmrok.Ciężkie,niemal
czarnechmurzyskaprzesłoniłyniebo,zacierającgranicemiędzynocą
adniem.Zapanowałydługietygodnieciemnościichłodu.Przerażeni
mieszkańcyzbólemwsercachpatrzyli,jakumierająnajpierwich
uprawy,poteminwentarz,awreszcienajsłabsispośródnich.Starcy,