Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mipięknymzanadobne.Pokręciłemgłowąizatrzymałemsię,żebynie
musiaładłużejzamnąiść.
–Niemożeszprzepraszaćludzi,zato,żepotraktowałaśichtak,jak
sobienatozasłużyli.
–Mimowszystkotrochęmigłupio.
–Niepowinno.
Nieoglądającsięjużzasiebie,odszedłem.Choćwalczyłem
zpokusąodwróceniasię,żebysprawdzić,czyLaratamnadalstoi,
zdrowyrozsądekwziąłgórę.
Zamiastruszyćdodomu,poszedłemdoKaskady–centrum
handlowego.Napoczątkumiałemwplaniepojechaćnaruiny
Wiskordu,alepogodamijepokrzyżowała.Byłodziśchłodniejniż
ostatnio,aniepotrzebowałemprzeziębienia.Spacerowałempogalerii,
oglądającsklepowewitryny,wktórychjużnadobrezagościłyświęta.
Komórkapaliłamniewkieszeni,bomamazpewnościąciągle
usiłowałasiędomniedobić.Niewiedziałem,czybyłempoprostu
zazdrosny,żechciałaułożyćsobieżycieznowymfacetem,czy
zwyczajnieniewierzyłem,żetymrazemimsięwkońcuuda.
Włączyłemmuzykęipogodzinieszwendaniasiępogaleriiwkońcu
wróciłemdodomu.SzedłemulicąŁokietka,obserwującjednakowe
kamienice,różniącesiętylkowystrojemokien.Pchnąłemciężkie,
drewnianedrzwiiznalazłemsięnaklatce.Nieczułemsiętujak
wdomu.Choćmiałemprzysobierodzinę,niemogłemsię
przyzwyczaićdotegomiasta.Wyjąłemkluczezkieszeniijużmiałem
otworzyćsobiedrzwi,kiedystanęławnichmama.Brązowewłosy
miałazjednejstronyzawiniętewromantycznefale,zdrugiejjeszcze
wnieładzie.Patrzyła,ciskającgromywmojąstronę.
–Dziwniewyglądasz,nowamoda?–zapytałem,przechodzącobok
niej.
Byłemjejwiernąkopią,mieliśmytakiesamewłosy,takiesameoczy
inawetrysytwarzy,choćmojerobiłysięjużbardziejmęskie.
Aprzynajmniejchciałemwtowierzyć.
–Dlaczego,docholery,nieodbierasztelefonu?!