Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałpierwszy
Piłkaposzybowałakuniebu,namomentprzesłaniając
sierpniowesłońce.Czarneibiałełatyzawirowały,gdy
futbolówkałukiempofrunęłanapolezapłotem.
Złoskotemprzebiłasięprzezgałęzieiwpadławwysokie
trawy.
Notożeśspartolił.Szacunek.
Przymknijsię.
Chłopcywymienilispojrzenia.Rozgrywkawsamo
południedałasięobuwyraźnieweznaki.Awyniknadal
niebyłustalony.Taksamojakidecyzja,ktozabiera
naweekendkupionąnaspółkęgrę.
Jatamnieidę.Byłemostatnio.
Tywykopałeśodparłniecoprzysadzistyrudzielec.
Plusbliżejjesteś,więcpodwójniemusisziść.
Jakubpopatrzyłnaprzyjaciela,mrużącoczy.Koniec
końcówwyprawaprzezpłotnanieużytki,które
wrzeczywistościbyłyzapuszczonymstarymsadem,nie
wydawałasiętakazła.Popierwsze,byłtamcień.
Podrugiezaś,rosłatamcałamasajabłoni.Nadokładkę
panowałaatmosferaniezwykłości,którąnajzwyczajniej
uwielbiał.AlternatywąbyłoczekanienaSławkasamotnie
naprowizorycznymboisku.Samemu.Atomogłodać
komuśzdorosłychpretekst,byzaangażować
godojakiejśroboty,boprzecieżktotowidział,takstać
jakkołek.Przerabiałtojużkilkukrotnie.Mimożebyły