Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Jesień2000
Renatapoczułaskurczwżołądku,kiedysamolotnaglezacząłsiętrząść.Totylkoturbulencje,októrych
mówiłastewardesa,pomyślała.Nielubiłapodróżowaćsamolotem.ZgadzałasięzTuwimem,żewpowietrzu
człowiekczujesiębardziejwrękachPanaBoga.Tobyłdopierotrzecilotwjejtrzydziestosześcioletnimżyciu,
tensposóbpodróżowaniawybieraławostateczności.
Pochwilisamolotsięuspokoił.Renatawzięłagłębokioddech.Przedniąjeszczekilkagodzinlotu,musi
tojakośwytrzymać.Spojrzałanaswojegotowarzyszapodróży.Błogospał.Niemogłaopanowaćpokusy
ipocałowałagodelikatniewpoliczek.Śpiącyporuszyłnosem,robiącdziwnygrymas,jakbyopędzałsię
odnatrętnejmuchy.Renatasięuśmiechnęła.Zamknęłaoczy,aleniemogłazasnąć.Tyleostatniosięwydarzyło,
żeniemiałaczasunarozmyślania.Terazznowunawiedziływątpliwości.Czydokonaławłaściwegowyboru,
czymądrzepokierowałaswoimżyciem?Przedjejoczamiprzewijałysię,jakwfilmie,różnetwarzeisytuacje.
Nanowoprzeżywałatrzyostatniemiesiące.Swojezaręczyny,ślub…Pochwiliznówprzenosiłasiędolata1989
roku,dowydarzeń,któretakbardzozmieniłyjejżycie…
WtymsamymczasiewinnymsamolocieliniiBostonAmsterdamsiedziałmężczyzna.Onrównieżniemógł
zasnąć.Przymknąłoczy,żebysąsiadzfotelaoboknienagabywałgorozmową.Niechciałomusięznikim
nawiązywaćznajomości.Ludzie,którzypodróżująsamotnie,czasaminabierająochotynaprzypadkowe
pogawędki,nawetwyznania.Onwolałzanurzyćsięwewłasnychmyślach.Cóż,starzejęsię,pomyślał,
uśmiechającsiędosiebie.
Proszępaństwaouwagę.Czyjestnapokładzielekarz?Usłyszałkomunikatstewardesy.Dziewczynanie
byłaAmerykanką,chybaFlamandką,biorącpoduwajejszkolnyangielski.
Mężczyznaszybkopodniósłsięzfotela,zabierajączesobątorpodróżną.Podszedłdostewardesy.
NazywamsięRobertOrłowski.Jestemlekarzem,neurochirurgiem.Cosiędzieje?odezwałsię
poangielskuzamerykańskimakcentem.
Proszępozwolićzemną.Jednazpasażerekźlesięczuje.Boimysię,żetozawałdodałacicho.
Poszedłzadziewczyną.Nafotelachzprzoduleżałakobietawśrednimwieku.Nachylonanadniąstewardesa
przemywałajejtwarzmokrąchusteczką.Robertująłdłońchorej,żebyzbadaćtętno.Ztorbywyjąłstetoskop
iciśnieniomierz.Nigdysięzniminierozstawał,jużniejedenrazwpodobnychsytuacjachbyłymupotrzebne.
Stewardesypatrzyłynaniegozniepokojem.Pochwililekarzznówsięgnąłdotorby.Poprosiłoszklankęwody
ipodałchorejdwietabletki.Następnieodliczyłkilkanaściekropelzmałejbuteleczkiipoleciłkobieciewypić.
Zachwilępoczujesiępanilepiej.Proszęnadalleżeć.Potrzechgodzinachproszęzażyćjeszczejedną
tabletkę.Uśmiechnąłsiędopacjentki.
Dziękuję,paniedoktorze,jużmilepiej.Jaktodobrze,żelecipantymsamolotem.
Robertjeszczejakiśczaszostałprzychorej.Chwilęrozmawiali.Dzielniewysłuchałsprawozdania
zwszystkichprzebytychchoróbwciągujejpięćdziesięcioletniegożycia,poczymgrzeczniesiępożegnał
iodszedł.Zanimpożyłastewardesa.
Cozalekpanjejdał,żetakszybkopoczułasięlepiej?
WitaminęB.Tonajlepszelekarstwonalękprzedlataniem.Uśmiechnąłsię.Dziewczynapodwpływem
jegospojrzenialekkosięzarumieniła.
Wróciłnaswojemiejsce.Sąsiadznowuchciałporozmawiać.Robertostentacyjnieziewnąłitłumaczącsię
zmęczeniem,zamknąłoczy.Pochwilizachrapał,żebyuwiarygodnićsen.Niemógłjednakzasnąć.Jegomyśli
powędrowałydoRenatyiprzeniosłygodopewnejlipcowejsoboty,kiedytowszystkosięzaczęło…Dodnia
zaczynAndrzeja.