Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zawzgórzem,amajączasobąchaszczejeżyn,zzaktórych,
odbliskiegobagienka,ciągnęłagnilnawońrozkładu,wzmożonateraz
upałem.
Remiszewskimyślałnajpierw,czybynapagórekniewleźć,
izniegoniemiećbaczenianaokolicę.Alezamałybyłnabastion,
iłatwobygootoczyć.Zpolanyzaś,skręcajączawzgórzem,
wychodziłosięmiędzywysokiesosny,cowprawdzieułatwiłoby
ewentualnypościg,leczidawałoszansęucieczkiwróżnestrony.
Wahałsięjeszcze.Mogliiśćdalej,niebylizbytzmęczenidrogą.
Choćjejostatnietap,pospieszny,wysilony,dałsięweznaki
nieobytymdotakichwędrówekmiejskimdzieciom.Pędzeninaprzód,
wgorączceodwrotu,wpadlibymożewpanikę,irozbieglisięgdzie
polesie.
AnawetgdybywziąćichwkarbyStaśBachmińskiróżowiał
zochoty,jakąmudawałodowodzenieswoimiludźmi,aPłotnickitak
mocnonasunąłnaczołomaciejówkę,jakbyjużbyłgotówzesztucera
bićzaskoczeniwmarszustalibysięłatwymłupem.Majorniemiał
zresztąpewności,czywpośpiechusamnajakieśtrzęsawiskoludzinie
wprowadzi,błądzączaśmiędzymokradłamiiwzgórzamidroginie
zmyli.
PrzywołałBudkiewicza,obóznakazał,awartynawzgórzu
iodlasu.
Zaczęłasiękrzątanina;mrówcza,dobra.
Polanabyłamalownicza.Zdziwiłsię,żeakuratteraztosłowo
munamyślprzyszło.Obce,miękkie,wstydliwe.Alepoddałsięmu,
czującprzenikającągospokojemciszę,jakbysamtubył,ijużkiedyś,
dawno.
Odbagienkaskrajempolanyciurkałaciemna,mętnastrużka.
Trawapełnabyłazawilcówijaskrów,takrozrosłychmiejscami,
żeukładałysięwbiało-zielonykobierzec.Poklepałkasztankę
pochrapachioddałkoniowodnemu,którypochwyciłzaraz,jak
dzieckoostatniązabawkę.
Przysiadłnaciepłymkamieniu,któryniebezzdziwieniawypatrzył
naskrajupiaszczystejłachy,cotuschodziłazewzgórza.Myślał