Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
NowyJorkstanowijednąznajbardziejzaludnionychmetropolii
StanówZjednoczonych.Miasto,którenigdynieśpi,którepełnejest
wysokichbudynków,zakorkowanychżółtymitaksówkamiulic,gdzie
mieszkańcybiegająchodnikami,spieszącsiędopracy.Wjednejręce
trzymajądokumentyinajnowszewydanie„TheNewYorkTimes”,
awdrugiejtekturowekubkizgorącąkawą,którawylewasię,ilekroć
zrobiąbardziejgwałtownyruch.Nigdzie,takjakwNowymJorku,nie
jestwidocznypodziałspołeczeństwa.Manhattanścierasię
zBrooklynem.Bogacibiznesmenizdumąunoszągłowy,gdy
przypadkiemznajdąsięwdzielnicyubogichartystówiludzi,którzy
nieumielisięodnaleźć.WNowymJorkujesttylkokilkaparków,
wyłączniekilka,skrzętnieukrytychmiędzystrzelistymiwieżowcami.
Szklaneścianyibetonowepłytyprzezwiększośćrokutonąwkroplach
deszczu,cododajemiastujeszczebardziejponurejaury.
SimonRogersnienawidziłwracaćdotegomiejsca.
Niechętnieszedłchodnikiem,zespuszczonągłową,kapturem
zsuniętymdopołowyczoła,okularamiprzeciwsłonecznymi
isłuchawkąwprawymuchu.Wdłonitrzymałobrzydliwąkawę
zlotniska,bezktórej,doskonalewiedział,niebyłbywstanieprzeżyć
tegodnia.
Szare,smętneulicesprawiały,żemężczyznaczułsięprzytłoczony.
Otaczałygowysokiemuryinawetgdybybardzowysokozadarłgłowę,
niedałbyradyzobaczyćnieba.NowyJorkbyłpaskudnyotejporze
dnia.Tomiastonapawałogoobrzydzeniemzakażdymrazem,gdysię
wnimznajdował.Nierozumiał,jakktokolwiekmożechciećżyćtutaj
zwłasnejwoli.
Upiłłykkawyiwzdrygnąłsię.PrzeklinałVirginięzato,żenie