Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ależonjużtrzeciąnocspędzapozadomem.Mówię
ci,tonowyparoksyzmamorów.
BójsięBoga,kobietoupomniałkolonista.Toć
onniedawnomatkępogrzebał.Codzieńjejnamogiłę
nosikwiaty.
Tak,kwiatynosiłKostuś,aleniezeswojegoogrodu.
Wsąsiedztwie,omilę,osiadłprzedrokiemnowy
plantator,niejakiTirardzMarsylii,posiadaczsiedmiorga
dzieciisporejdozyhandlowegosprytu.Siłarąkbyło
dopracy,więcteżwmigwywierconokilkastudni
inaszmaciepiaskuzazieleniaławinnicaipolepod
uprawętytoniu,wcieniuzaśkilkunastueukaliptusów
domekmieszkalny,otoczonykwietnikiem.
SąsiadTirardodwiedziłJamontów,chciałsię
zaprzyjaźnićnawet,alemiędzytymidwomarodzinami
byłotyleróżnicszczepowych,takmałoporozumienia,
żestosunkiledwiezawiązane,ograniczyłysiędorzadkich
odwiedzinzainteresemlubwnagłejpotrzebie.
NapastowałkilkakroćFrancuzJamonta,abymusyna
udzieliłdorobóttechnicznych,przynawodnieniu
iutrzymaniustudzien,aletrafiłnaopór.Starysię
tłumaczyłwiekiemipilnąrobotąiKostusianiepuszczał.
Potemchorobaiśmierćżonyzatarłamuwgłowienawet
pamięćosąsiedztwie.
Pewnegodnia,gdyKostuśeskortowałdostacji
handlowejswójtransportkorkowegodębu,spotkałKlarę
Tirardzbratem,wiozącychnaosłachkoszeananasów
imoreli.
Kompanienawąskiejdrodzegórskiejszłyjedna
zadrugąpowoli,młodzizbliżylisięipoczęlirozmawiać,
potemżartować,potemumawiaćsięnadalsząwspólną
drogę.
Taksięistało.Zdalitowarjednocześnie,załatwili
interesyiobładowawszyosłytowaremeuropejskim,
zabieralisiędopowrotu.AlewostatniejchwiliTirard
gdzieśzabałamucił,przepadłwzaułkachgdzietańczyły
bajadery,niedałsięKonstantemunamówićdopowrotu.
Wracajcie.Dopędzęwaskonno!rzekł.
Powróttensamnasamwcudnąnocafrykańskąprzez