Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Pierwszydzieńrokuakademickiegozacząłsięodbólu
pleców.Kiedypróbowałamwyjśćztransportera,
poczułampiekącybólrozlewającysięodramionwzdłuż
kręgosłupapokośćogonową.Miałamdopiero
osiemnaścielat,alespanienapodłodzevolkswagenanie
służynikomu,bezwzględunawiek.
Dotejporybudziłmnietutylkoszumulicy,ćwierkanie
ptakówistłumioneodgłosyrozmów,aledzisiajrano
usłyszałampotężnychór.Mieszkałamnatymparkingujuż
odjakiegośczasuidopieroterazkampuswypełniłsię
życiem.Wszędziestali,siedzielialbospacerowali
studenci,anaplacuzostałozaledwiekilkawolnych
miejsc.
Mójwzrokinstynktowniezatrzymywałsięnamęskich
twarzach.Szukałamwnichjakichkolwiekoznakwrogości.
Wydawałosię,żeniktniezwracanamnieuwagi,więc
iskrapaniki,którajużsiępojawiła,powolizgasła.Wzięłam
głębokiwdechiwykonałamostrożneskrętytułowia,
poczułamwkręgosłupieprzyjemnyból,istopniowo
zmięśnizaczęłoschodzićnapięcie.
Hej,Sage!
Opuściłamramionairozejrzałamsięzezdumieniem.
NiktwMelviewnieznałmojegoimienia,poza…April.Szła
przezparkingprostowmojąstronę.Wostatnichdniach
przyszłomikilkarazydogłowy,żebynapisaćdoniej
esemesa,alezawszerezygnowałamzestrachu,
żepowiemcośnietak.
Dzieńdobry.Jużsiędenerwujesz?
Spojrzałamnabudynkizajejplecami,rzucającedługie
cienienatrawnik,igwałtowniekiwnęłamgłową.
Chybaniktniezauważy,jeślipójdędzisiaj
nawagary?
Aprilściągnęłamocnouszminkowaneusta.
Chybanie,alepocoryzykować?Potembędziesz
musiałasiedziećoboknajbardziejbeznadziejnejosoby