Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałdrugi
Nastolestałalampazzielonym,niskimkloszem,oświetlając
jedyniemałykrągpluszowejserwety,pudłozcygarami,omszałą
butelkęidwakieliszkibursztynowegopłynu.Pokójtonąłwmroku,
wktórymniewyraźnierozpływałysiękonturysprzętów.
Dyzmazapadłwmiękkifoteliprzymknąłoczy.Czułsięniezwykle
ociężałyitaksenny,żezasnąłbynapewno,słuchająctego
monotonnegogłosu,naktóryjakdrobniutkiepaciorkinacieniutką
niteczkęszybkonizałysiębezdźwięczne,szepleniącesłowa,gdyby
odczasudoczasuzdrugiejstronystołu,zmroku,niewysuwałasię
naglewkrąglampydrobnapostaćKunickiego,świecącbielągorsu
isrebrnąsiwiznąwłosów.
Małe,uważneanatarczyweoczyzdawałysięwówczaswbijać
wmrok,usiłującodnaleźćspojrzenieDyzmy.
—Więcwidzipan,widzipan,jaktojestciężkoztąbiurokracją
małychurzędnikówprowincjonalnych.Szykanyiszykany.Zasłaniają
sięprzepisami,ustawami,awszystkopoto,żebymniezrujnować,
żebyodebraćchlebzatrudnionymumnierobotnikom.PanieDyzma,
wpanu,dalibóg,jedynyratunek,jedynyratunek.
—Wemnie?—zdziwiłsięDyzma.
—Wpanu—zprzekonaniempowtórzyłKunicki.—Widzipan,
jużczwartyrazwyjeżdżamwtejsprawiedoWarszawyipowiedziałem
sobie:jeżeliterazniewysadzęzsiodłategomegognębiciela,tego
tumanaOlszewskiego,jeżeliteraznieuzyskamwMinisterstwie
Rolnictwajakichśludzkichwarunkównadrzewozlasówpaństwowych
—koniec!Likwidujęwszystko!SprzedamŻydomtartaki,fabrykę
mebli,papiernię,fabrykęcelulozy,zabezcensprzedam,asamsobie,
czyjawiem,włebpalnęalboco.
—Pańskiezdrowie,panieDyzma—dodałpopauzieiwypiłswój
kieliszekduszkiem.
—Alecóżjapanumogępomóc?
—Che,che,che—roześmiałsięKunicki—szanownypanżartuje
sobie.Tylkoodrobinadobrejwoli,tylkoodrobina…O,nie,proszę
pana,jasobiedoskonalezdajęsprawę,żetopanuzajmujeipański
cennyczas,itego…noikoszty,aleprzytakichstosunkach,ho…ho!