Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Annieciągnęłapowoli,staranniedobierającsłowa:
–John,wiem,żejużoddawnachciałeśmiećdziecko.
Teraz,gdyczekałamnaciebieprzedkościołem,
myślałamotym,jakkrótkieicennejestżycie.Chyba
niepowinniśmydłużejczekać.
Jegopoliczkipowolizabarwiłrumieniec.Spojrzał
naniąporaztrzeci.Wjegooczachbłyszczałyiskierki
podniecenia,alewidziała,żeJohnstarasiępohamować
entuzjazm,byjejniewystraszyć.Powstrzymała
uśmiech,myśląc,żebyłbybeznadziejnymprawnikiem;
oczyzdradziłybygowkażdejsytuacji.
–Jesteśpewna?–wykrztusił.
–Atynie?–odrzekłakpiąco.
Odchrząknąłześmiertelnąpowagą.
–Oczywiście,jestempewny.Alechciałbymbyćrównie
pewny,żeztwojejstronytoniejesttylkoodreagowanie
emocjipośmierciToma.Chcępowiedzieć,Annie,
żetotakienagłe.Jesteśmymałżeństwemodpięciulat
idotejporyniechciałaśnawetrozmawiaćodziecku.
Zakażdymrazemzmiejscaucinałaśtemat.Niestajemy
sięmłodsi.Jajużchybanawetpogodziłemsięztym,
żeniebędziemymielidzieci,atynaglechcesz.Acoz
twojąpraktyką?Coztymiwszystkimisprawami
publicznymi,wktórychtakchętniesięudzielasz?Jak
pogodzisztowszystkozwychowywaniemdziecka?
Anniewesołopostukałagopalcemwramię.
–Więcuważasz,żeniepowinniśmymiećdziecka?
–Nie!–zaprotestowałgwałtownieizatrzymał
samochódnaskrajudrogi.–Nie–powtórzył,biorąc
głębokioddechipatrzącjejprostowoczy.–Chcęsię
tylkoupewnić,żetychcesztegonaprawdę.