Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Choćwkazaniuchodziłooto,byzawszeiwkażdej
chwilibyćprzygotowanymnażyciewieczne,dlaAnnie
oznaczałototyle,żenależywpełniprzeżywaćkażdy
dzień.
–JaksięczujeEve?–zapytałJohn.
Anniewzruszyłaramionami.
–Martwięsięonią.Alenarazienicniemogędlaniej
zrobić.Dorisjakzwyklewszystkokontroluje.Mojakolej
przyjdziepóźniej,gdybędziejejpotrzebnaporada
prawna.Mamnadzieję,żeTomoniązadbał,bojeśli
nie,toczekająjąciężkieczasy.
Przyłożyładłoniedoczołaizamknęłaoczy.Eve
wydawałasięzupełniezagubiona,byłojasne,żebędzie
potrzebowałapomocy.Anniewiedziała,jaktrudna
iwyboistadrogaczekakobietę,którazaczynazupełnie
noweżycie,iwiedziała,żeprzezjakiśczasbędzie
musiałatowarzyszyćEveprzykażdymjejkroku.
–Możecośzjemy?–zapytałJohn.
–Prawdęmówiąc,przydałbymisięsolidnydrink.
Johnprzymrużyłoczyimocniejzacisnąłdłonie
nakierownicy.
–Niesądzisz,żejesttrochęzawcześnie?Właściwie
nicjeszczeniejedliśmy.Możepojedziemygdzieś
napóźnylunch?–Spojrzałnaniązukosaidodał:
–Możemytonazwaćwczesnąkolacją,jeśliwolisz.
Anniemachnęłaręką,zirytowananiepokojemwjego
głosie.
–Niejestemgłodna.Tenpogrzebbyłowiele
zasmutny.Jeszczeniedoszłamdosiebie.Czujęsię
choraodwspółczuciaimyśleniaośmierci.Czynie
sądzisz,żepowinniśmycośzrobić,och,samaniewiem,