Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spostrzegłwiedział,żetutajniepasuje.Postanowił
czymprędzejzaspokoićswojąciekawość,aleimdłu-
żejzniąrozmawiał,tymbardziejgofascynowałai…
pociągała.
Niemiałnajmniejszegopojęcia,dlaczegodziew-
czynasięniminteresuje.Toznaczynienim,boewi-
dentnieniewiedziała,żerozmawiazosobą,októrą
gowłaśniewypytuje.
Sambyłsobiewinny,powinienodrazuwyjawić,że
jestwłaścicielemposiadłości,alecośgopodkusiło,
byprzedstawićsięfałszywymnazwiskiem.Tobyło
nawetzabawne,zważywszynato,żechybawszyscy
nasalidoskonalewiedzieli,kimjest.Majątekodzie-
dziczonypoojcusprawił,żeludziezewzmożonąsiłą
zabiegaliojegowzględy.Stałsięteraznieladaką-
skiemnamatrymonialnymbazarzeichoćjegoojciec
zawszenakłaniałgodoożenku,onsamstroniłod
niegozawszelkącenę.
Spojrzałnaswojątowarzyszkę,którabyłaewi-
dentnie
podenerwowana,
choć
próbowała
to
skrzętnieukrywać.Jużmiałzamiarjejodpowie-
dzieć,kiedyspojrzałnakieliszekszampana,który
trzymaławdłoniiprzyszedłmudogłowypewien
pomysł.
-Czynadalniezamierzasiępanipodporządko-
wywaćkonwenansom?-spytał,ściągającnasiebie
jejwzrok.
-Takjakjużwcześniejwspomniałam,konwenan-
sedlatych,którzyzamierzająichprzestrzegać-
odpowiedziałaostrożnie.
28