Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
razszedłczłowiekzsiekierą,abyściąćdorodnydąb,
awracałbełkocącibezrozumu.Onetowidziały.
Widziałytoichmatki,ichbabki,ichprababki.Dziadek
powtarzałjedynie:„Och,wygłupiebaby,dzieciaka
straszycieswoimgadaniem,lepiejobiadbyśta
ugotowały!”,alenigdywprostniezaprzeczyłichsłowom.
Tewszystkieobrazypełzłynieustanniewraz
zgęstniejącymmrokiem.Wsłuchiwaliśmysięwodgłosy
kniei,próbującwyłuskaćzniejzbliżającesię
niebezpieczeństwo.Możedlategotakpóźno
dostrzegliśmywisielca.Bukmatakgęsteliście,
żeiwciągudniautrzymujesiępodnimciemność.
Byliśmyodniegomożesiedem,możepięćmetrów,gdy
ujrzeliśmydziwny,zwisającyzkonaranaddrogąkształt,
którykolebałsięjednostajnie.Stanęliśmyjakwryci.
Strachmniesparaliżował.Choćniewiedziałem,cowisi
przedemną,inapewnoniechciałemwiedzieć,cotojest,
gdzieśwgłębiprzeczuwałembliskośćczegośzłego.
Miałemochotęuciec.Wszystkowemniewrzeszczało,
abymzacząłbiec,aleniemogłemtegozrobić.Abydojść
dowsi,trzebabyłominąćbuk,skręcićwprawo,gdzie
zaczynałasięasfaltowadroga,minąćmostekiprzejśćnie
więcejniżsześćsetmetrów.Niebyłodroginaskróty,
gdyżbrzeglasuporastałygęstekrzakijeżyn,przezktóre
nawetwciągudnianiedałosięznaleźćprzeprawy.
Ciągnęłysiędorzekiidopieroprzybrzegumożnabyło
pró​bo​waćjeomi​nąć.
Mu​simyiść!po​wie​działdrżą​cymgło​semZby​szek.
Wolnoruszyłemzanim.Powtarzałemsobie,abynie
patrzećdogóry,aleciekawośćzwyciężyła.
Wmomencie,gdypodniosłemwzrok,mrokrozjaśniły
światłanadjeżdżającegosamochodu.Zobaczyłemtwarz
wykrzywionąbólemiwytrzeszczonezprzerażeniaoczy,
którewpatrywałysięwemnie.Tobyłsynorganisty,