Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ZKOSĄLEPIEJNIEZACZYNAĆ
OjciecJanusza,nacodzieńczłonekKapeliCzerniakow-
skiej,przyszedłdodomu,jakimprezajużsięskończyła.
-Wróciłemzulicy,atuniemadlakogograć,bowszy-
scyleżą!
Jakjużjesteśmyprzytejimprezie,najwyższapora,
żebymprzeprosiłJanuszazastół.Zanimpospadaliśmy
zkrzeseł,zaczęliśmyostrodyskutować.Niepamiętamjuż
nawet,najakitemat.Wkażdymraziechciałemuspokoić
atmosferę.Wziąłemzkuchninóż,wbiłemwśrodekstołu
ikrzyknąłem:Cisza!Januszzbladł.
-Pojebałocię,Kosa?Żonamniezabie.Dobrze,żejest
jeszczewszpitalupoporodzie.
Cóż,możetrochęmnieponiosło,alefaktyczniezro-
biłosięwtedycicho.
Byłyoczywiścierzeczy,któreniefunkcjonowały
wGwardii,jakpowinny.Jedenzproblemówstanowi-
łaniskafrekwencjanastadionie.Razsięzdziwiłem,bo
przyszławiększagrupa,taksamoubranaiwdodatku
wotoczeniumilicjantów.Strzeliłemgolaipodbiegłem
donich,żebyrazemsięcieszyć,aleszybkosięzoriento-
wałem,żeniepodzielająmojejradości.Okazałosię,że
togrupawięźniówzzakładukarnego,któraprzyszłana
meczwramachresocjalizacji.
Czasemnastadionachwidzisiętransparenty:„Po-
zdrowieniadowięzienia!”.NaobiekcieGwardiinietrzeba
byłoichwieszać-więzienieprzychodziłodonas.Najed-
nymmeczuwśródkibiców-skazańcówznalazłsięfacet,
27