Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozlewającsięwtymtrwaniuinie-trwaniu,nagle
poczułem,żecośwsuwanejestdomojejdłoni.Było
tonasyconezielono-czerwonymmariażemjabłko,agdy
podniosłemwzrokodrobinęponadnie,zobaczyłem
pośpiesznekrokibosychstóp,powyżejktórychfalowały
luźnefałdowaniabiałejsukni.Gdyśpiesznieuniosłem
głowęiobróciłemsięwkierunkutejobecności,nikogojuż
niebyło.Wstałemiruszyłemwkierunkubiałychtkanin
rozwieszonychipowiewającychnapóźnopopołudniowym
wietrze,natlewciążbłękitnegonieba.Wszedłem
wlabirynttkanin,mającnadzieję,żewłaśnietam,
pomiędzytymipłótnamipachnącymimydlnicą,znajdętę,
któraprzedchwilątubyła.Tkaninyfalowałyniczym
prześwietlonesłońcemfalemorskie.Czułem,jakbym
gubiłsiębeznadziejniewtychchmurach.Tonąłem
wnawarstwiającychsięobłokachtuitychpowyżej.
Zmierzchjużnadobrenastał,gdyznalazłemsięprzed
dworem.Wszystkodookołanikłowwoaluciemności
opróczniegojegościanynawetnocąemanowałyswoją
bielą.Księżycrzucałświatłonatarasodstronyogrodu,
nakolumny,którezkoleidalejrzucałycieniewgłąb
werandy,naflankującetralki,nadrewnianąkratkę,
poktórejwspinałysięróże.Ogródodnalazłteraz
wytchnieniewciemności,wktórejzawstydzonymógł
schowaćswójnieład,nieprzerwanierzucającwyczekujące
milczeniewmoimkierunku.Namójbrakdziałania
wwalcezdezorganizującąentropią,
zrozprzestrzeniającąsięniemocą,zbyćmoże
nadciągającąklęską.Myślikołatały,protestowały,
obiecywałyprzełom,używaływzniosłychsłów.