Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Ewakuacjalotniskanieprzebiegłatakszybko,jakbym
tegooczekiwała.Biorącpoduwagę,jakimieliśmydzień,
ludzibyłoznaczniewięcejniżzwykle.Rozdzieliliśmysię
nagrupy,byprzeszukaćcałelotnisko.Bagażezostały
powtórnieprześwietlone,psywęszyływewszystkich
kątach,obsługazostałaprzesłuchana,ataśmyzochrony
zabranejakopotencjalnydowód.
Rozmyślającintensywnie,nawetniezauważyłam,
żepodszedłdomnieCole.
Niczegonieznaleźliśmyoznajmiłoczywistość.
Tobyłozaproste,niechodziłomuolotnisko.Coś
przeoczyliśmywtejwiadomości.
Wyjęłamtelefonzkieszenispodniisprawdziłam
godzinę.Niebawemczekałamniekolejnaprzesyłka.Było
paręminutpodwunastej,ajaczułamsiębezradna.
Powinnyśmywracać,przeanalizowaćtojeszczeraz.
MożeSusancośznalazłaibędziewstanienampomóc.
Coleskinąłgłową,wyciągnąłwmoimkierunkukluczyki,
mówiąc,żebymwsiadaładoauta,aondaznaćekipie,
żesięzbieramy.
Opadłamtyłkiemnasiedzenie,oparłamgłowę
ozagłówek,zastanawiającsię,gdzienaszKupidynmógł
schowaćciało.
Niemazbrodnidoskonałych,onwkońcumusiwpaść.
Podejrzewałamwcześniejkogośodnas,bozachowujesię