Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Potemwszędziewnichchodziłaś,babciachciała
cijeza​braćischo​wać.
Ischo​wała!
Siedzieliwetrójkęnatarasiestaregodomu:Sara,
MarzenaiMirek.Niemaljakprzedtrzydziestulaty.
Odstronylasu,ciemniejącegotużzasadem,powiewał
lekkimajowywiaterek.Aksamitnymrokrozświetlały
ledowelampiony,któreSarapoustawiaławogrodzie,
nastoleiparapecie.Ćmy,wabioneichblaskiem,
nadpływałyzciemności.Oglądalistarezdjęcia.Część
należaładoSary,inneprzyniosłaMarzena.Kompot
zjabłekkończyłsię,popołudnieprzeszłowzmierzch,
aonicochwilawy​bu​chaliśmie​chem.
TowtedyMi​rekwy​grałkon​kurstańca?
OBoże!Wy​glą​dał,jakbygopchłyob​sia​dły!
Egur​rolamógłbymibutyczy​ścić!Siu​bi​du​bi​ken​dens!
Wstałizatoczyłkilkakółek,kończącnajednymkolanie
wstyluElvisaPre​sleya.Saraza​kla​skaławdło​nie.
Ta​nieczgwiaz​damiczeka!
Cojajeszczerobięwtejbudowlance?Mirek
wykonałdramatycznygest.Życiemarnuję!Chociaż
kostkabru​kowacze​gośmniejed​nakna​uczyła.
Czego?
Żewży​ciuwszystkosięułożyod​parłfi​lo​zo​ficz​nie.
Dziew​czynywy​buch​nęłyśmie​chem.
No,mu​szętakmy​śleć.Wra​ca​jąctu​tajzLu​blina...
Co,jużżałujesz?Marzena,którapowypiciucałego
kompotuzabrałasiędoniecocięższegotrunkuwpostaci
winaporzeczkowegowłasnejroboty,zrobiłasięjeszcze
bardziejbezpośrednia.AmówiłaciMulakowa,
awła​ści​wietomnie,żetakbę​dzie!za​śmiałasię.
No,skorostaratakprzepowiedziała,totaknapewno