Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
znutkągoryczy.–Jużpojechał.
–JakbyśtyniesłuchałEwy.
–Tocoinnego.–Mirekmachnąłręką
zlekceważeniem.–Jajejpoprostupozwalamwierzyć,
żetoonanosispodnie.
–Wspódnicydawnojejniewidziałam.Siadaj,zaraz
nałożę.
Nastole,nakrytymbawełnianymobrusem,stałydwa
nakrycia,jakgdybySarajużwcześniejwiedziała,
żerzeczonyGrzesiek,któryrazemzMirkiem
wyremontowałjejdom,niezostanienaobiedzie.
–Tetalerze...–Mirekprzejechałpalcempopokrytej
siateczkąledwiewidocznychpęknięćporcelanie.
Charakterystycznywzórpolnychkwiatówutkwił
muwpamięci.–Pamiętamje!Babciajewyjmowałatylko
odświęta!
–Nobodziśmamyświęto,czyżnie?–Sarapostawiła
nastolewazęzrosołem.Nigdynieużywałategotypu
naczyń,zupęzjadałanierazprostozgarnka.–Dziśmój
pierwszydzieńwcałkiemnowym–starymdomu.Adla
ciebiekoniecpracyiwypłata!
–Todobrze,bowiesz...–Mrugnąłdoniej.–Jatożyję
wcelibacie...
Nicsięniezmienił.Jakodzieciakteżtakibył.Powaga
sięgonieimała,niepotrafiłjejzachowaćnawetpodczas
pierwszejkomunii,gdyroześmiałsięwgłos,wracając
doławkipoprzyjęciusakramentu.Saraszładoołtarza
razemznimipamiętała,żeczułaogromnywstyd
zazachowaniekuzyna.Późniejmusięodpłaciła.Już
wponiedziałekpobiłagoimusiałaiśćznowu
dospowiedzi.
–Atakwogóletoniebędziecitunieswojosamej?
–Jużotopytałeś–ity,iMarzena,iwszyscy.Dlaczego