Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
znutkągo​ry​czy.Jużpo​je​chał.
Jak​byśtyniesłu​chałEwy.
Tocoinnego.Mirekmachnąłręką
zlekceważeniem.Jajejpoprostupozwalamwierzyć,
żetoonanosispodnie.
Wspódnicydawnojejniewidziałam.Siadaj,zaraz
na​łożę.
Nastole,nakrytymbawełnianymobrusem,stałydwa
nakrycia,jakgdybySarajużwcześniejwiedziała,
żerzeczonyGrzesiek,któryrazemzMirkiem
wy​re​mon​to​wałjejdom,niezo​sta​nienaobie​dzie.
Tetalerze...Mirekprzejechałpalcempopokrytej
siateczkąledwiewidocznychpęknięćporcelanie.
Charakterystycznywzórpolnychkwiatówutkwił
muwpamięci.Pamiętamje!Babciajewyjmowałatylko
odświęta!
Nobodziśmamyświęto,czyżnie?Sarapostawiła
nastolewazęzrosołem.Nigdynieużywałategotypu
naczyń,zupęzjadałanierazprostozgarnka.Dziśmój
pierwszydzieńwcałkiemnowymstarymdomu.Adla
cie​bieko​niecpracyiwy​płata!
Todobrze,bowiesz...Mrugnąłdoniej.Jatożyję
wce​li​ba​cie...
Nicsięniezmienił.Jakodzieciakteżtakibył.Powaga
sięgonieimała,niepotrafiłjejzachowaćnawetpodczas
pierwszejkomunii,gdyroześmiałsięwgłos,wracając
doławkipoprzyjęciusakramentu.Saraszładoołtarza
razemznimipamiętała,żeczułaogromnywstyd
zazachowaniekuzyna.Późniejmusięodpłaciła.Już
wponiedziałekpobiłagoimusiałaiśćznowu
dospo​wie​dzi.
Atakwogóletoniebę​dziecitunie​swojosa​mej?
Jużotopytałeśity,iMarzena,iwszyscy.Dlaczego