Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Przejrzałeśmnie!Kotletywkuchnisązmuchomorów
wsosiepurchawkowym.Podaćci?
–Nawettakniemów.Będzieszuważać,prawda?
Obiecaszmito?
Przestałjeść.Patrzyłnaniąintensywnie,oczekując
najwyraźniejsolennegoprzyrzeczenia.
–Obiecasz?–zapytał,tymrazemgłośniejibardziej
niecierpliwie.
–Alecotakiego?–Sarapoczułasięnieswojo.–
Przecieżniezamierzamzbieraćnieznanychgrzybów.
–Oby.Boniezniósłbym,gdybycościsięstało.
SaraspojrzałanaMirka,który,nagledziwnie
przygaszony,wróciłdorosołu.Pomyślała,żejejkuzyn
pierwszyrazwżyciuniemanastrojudożartówinagle
poczułasięjakdzieckoprzyłapanenaczymś
wstydliwym.Resztęobiaduzjedliniemalwmilczeniu.
Sarapodziękowałamujeszczeraziodprowadziładoauta.
–Pamiętaj,cocimówiłem–powtórzył,siadając
zakierownicą.
Nieodpowiedziałanic,uśmiechnęłasięjedynie
ipomachałanadowidzenia.
Zapłacićmiałamunastępnegodnia,gdyżMireknie
zdążyłpodliczyćjeszczewszystkichkosztów.Gdy
odjeżdżał,byłojużposiódmejiodstronylasuzaczął
podpełzaćlekkimrok,wktórymnamomentrozbłysły
światłareflektorów,bypokilkusekundachzniknąć
zazakrętemipozostawićjąwjeszczegęstszejszarości.
Saraopatuliłasięszczelniejwełnianymswetrem
wazteckiewzory,którydawnotemuwyszperała
wszmateksie,ispojrzałanadom–nowy,pachnący
świeżąfarbąiniedawnopołożonymipanelami.Coś
jąścisnęłozagardło–dziwneukłucie,którezdawałosię