Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
II
Wdużejceliaresztu,wktórejsięocknąłem,unosiłsię
regulaminowyodórśrodkówdezynfekcyjnych,
zbutwiałychkocówistaregomoczu.Okazałosię,
żesiedzęnakrześle,aręcemamnadalskutezasobą.
Byłemubranytylkowpodkoszulekispodnieialbo
wdrodzenaposterunekzłapałanasnagłaulewa,albo
ktośchlusnąłnamniewodą,żebymsięobudził.
McNabsiedziałnawyłożonejkafelkamipryczy.Obok
mniestałmłodszygliniarzozawziętymwyrazietwarzy,
zpustymwiadremwrękach.Miałdużątwarzwiejskiego
chłopca,zarumienionąodzbytczęstegoprzebywania
nawietrznympolupodczasspędzonegonaHebrydach
dzieciństwa.Zdjąłmarynarkę,podwinąłrękawykoszuli
ipoluzowałkołnierzyk.Takjakbymiałprzedsobądużo
ciężkiejfizycznejpracy.Zrezygnacjączekałemnamocny
wycisk.
Doczegodokładniemamsięprzyznać?spytałem
McNaba,patrzącjednaknadrugiegogliniarza,który
właśnieowijałknykcieprawejdłonimokrąścierką.
Niepogrywajzemną,Lennox.Wiesz,czemu
tujesteś.Podkreśliłswojesłowakiwnięciemgłowy
wkierunkumłodziaka,któregopięśćwylądowała
namoimkarku.Wymuszaniezpodejrzanegozeznań
biciemtopewnasztuka.Wypróbowanysposóbtocios