Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Cośbyłowtymwszystkimstanowczonietak.
Schowałemjednakczekdokieszeni.
–Czyniemiałbypannicprzeciwkotemu,żebymrzucił
okiemnatenlist,któryzostawiłapanużona?–spytałem.
UczucieulgirysującesięnatwarzyAndrewsa
przekształciłosięwzdenerwowanie.
–List?Poco?Och…Obawiamsię,żewyrzuciłem
gopoprzeczytaniu.Niebyłosensugozatrzymywać.
–Rozumiem.–Uniosłemniecokapeluszidodałem:
–Cóż,cieszęsię,żewszystkowróciłodonormy.
Dowidzenia,panieAndrews.
Cośprzemknęłoprzezjegotwarz.Jakiścieńwątpliwości
albonadziei.Alenatychmiastzniknął.
–Dowidzenia,panieLennox.
Niewróciłemodrazudodomu,możedlatego,
żenieoczekiwanieniemiałemnicdoroboty.Abysobie
pozwolićnadomwBearsden,możnajednakzdobywać
pieniądzenarozmaitesposoby,niekonieczniezajmując
sięimportemieksportem.Skierowałemsięnapółnoc,
przemierzajączieloneprzedmieściaGlasgow,iwkrótce
skręciłemwkolejnyzadrzewionyiokolony
przystrzyżonymikrzewamidługipodjazd.Kiedyjednak
zajechałemprzedniewielkąrezydencję,niestałtam
żadenniski,pulchnybiznesmen.Zamiasttegoczekała
tamnamniegrupkazakapiorówwtanichgarniturach,
podejrzliwiemnieobserwujących.
–Comogędlapanazrobić?–Glasgowskiakcentosiłka,
którypodszedłdooknamojegosamochodu,byłrównie