Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rude,dziśwpadającewówniepewnyszarożółtyton,jaki
przybierastarepozłacanesrebro;krzaczastebrwi
sterczałynadoczamiszarymiizimnymijakniebo
zimowe;wysokoucięte,krótkiebokobrodyzachowałyten
sampłowyodcieńconastroszonewąsy.Przeciągnął
dłoniąpopłaskichpoliczkachiposzerokim
kwadratowympodbródku.
–Tak,tak–mruknął–ogolęsiępóźniej.
Wyjąłzkopertykrawat,położyłgoprzedsobą,wyjął
szpilkęzkameą,zdjąłfular.Potężnyjegokarktkwił
wniezbytwysokimigłębokowyciętymzprzodu
kołnierzykuzzagiętymirogami.Tutaj,mimointencji
notowaniajedynierzeczyzasadniczych,niemogę
pominąćmilczeniemguzaAntymaArmand-Dubois.
Dopókibowiemnienauczęsiębieglejrozróżniaćrzeczy
przypadkowychodnieodzownych,czegóżmogężądać
odswegopióra,jeślinieścisłościidokładności?Któż
wistociemógłbytwierdzić,żetenguznieodgrywał
żadnejroli,żenicnieważyłwdecyzjachtego,coAntym
nazywałswojąwolnąmyślą?Chętniejjużprzechodził
doporządkunadswoimischiasem;aletejszykanynie
mógłdarowaćPanuBogu.
Przyszłomutoniewiadomoskąd,niedługo
poożenieniusię;najpierwzjawiłsięnapołudniowy
wschódodlewegoucha,gdzieskórazaczynaporastać
włosem,nieznacznygroszek;przezdługiczasmógłukryć
tęwybujałośćpodpuklemwłosów,któresczesywał
natomiejsce;nawetWeronikaniezauważyłanic.Ażraz,
podczasjakiejśczulszejnocy,natrafiłarękąnaguzek.
–O,cotytumasz?–wykrzyknęła.
Ijakgdybyzdemaskowananaroślniepotrzebowałasię
jużukrywać,doszławniewielemiesięcydowielkościjaja
kuropatwy,potemperliczki,potemkuryizatrzymałasię
natym,podczasgdyprzerzedzonewłosyrozdzielałysię