Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cicho,jakgdybyniebylitoludzie,leczcienie.Czerwonepasy
iczerwoneturbanydodawałyimmalowniczości.
OczyJima,błąkającesięposaliwchwilachmilczenia,spoczęły
nabiałymczłowiekusiedzącymzdalaodinnych,ztwarząchmurną,
zmęczoną,aleoczamispokojnymi,patrzącymiprosto,ciekawieijasno.
Jimznówdałodpowiedźimiałochotękrzyknąć:„Alepocóżto?
Poco?!…”.Tupałzlekkanogą,zagryzłwargiispojrzałwdal.Spotkał
sięzewzrokiembiałegoczłowieka.Zwróconenaniegospojrzenienie
miałotegohipnotycznegowyrazucoinne.Byłtoaktinteligentnej
woli.Jimzapomniałsiętakdalecemiędzydwomapytaniami,
znalazłczasnamyśl.„Tenczłowiekmyślałpatrzynamnie,jak
gdybywidziałkogośczycośzamoimiplecami”.Musiałtego
człowiekagdzieświdziećmożenaulicy.Pewnyjest,żenigdyznim
nierozmawiał.Odwielu,wieludninierozmawiałznikim,milczał,
prowadzącdługierozmowyzsobąsamymjakwięzieńzamknięty
wcelilubrozbitekwpuszczy.Terazodpowiadałnapytanianiemające
żadnegoznaczenia,chociażstawianewpewnymcelu,alewątpił,czy
kiedykolwiekwżyciusięjeszczewypowie.Dźwiękjegowłasnych
zeznańpotwierdzałzgórypowziętemniemanie,żemowajużmunie
jestwięcejpotrzebna.Tamtenczłowiekzdawałsięrozumiećjego
beznadziejnepołożenie.Jimspojrzałnaniego,późniejodwróciłsię
energicznie,jakgdybyżegnałsięznimostatecznie.
Późniejniejednokrotnie,wrozmaitychstronachświatabędąc,
MarlowchętniewspominałJima.
Możezdarzyłosiętopoobiedzie,nawerandzieudrapowanej
nieruchomązielonością,ozdobionejkwiatami,wgłębokimzmroku
upstrzonymbłyszczącymikońcamicygar.Wszystkiewydłużone
trzcinowefotelebyłyzajęte.Tuiówdziebłysnęłonagleczerwone
światełko,roztaczającblasknapalceociężałejręki,naczęśćspokojnej
twarzylubzapalałoiskierkęwmyślącychoczach,ocienionychcząstką
gładkiegoczoła;zpierwszymwypowiedzianymsłowemciałoMarlowa