Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PiotrMrokRW2010
Lubelskamaskarakotempodwórkowym
głowiezaś,wielkościdyni,tkwiłabiałapanama.Kobieta,któraznimprzyszła,
najwyraźniejurwałasięztegosamegocyrku.Wychudzonaiżylasta,mogłamieć
kołometrapięćdziesięciuwzrostu,możemniej.Kruczoczarnewłosy,oprószone
śniegiem,związanebyływkucyk,aoczyjakdwakawałkiwęglaupodobniałydo
bohaterkifilmuKrąg;tej,cowyłaziłaztelewizoraizabijaławdrastycznysposób
Boguduchawinnychludzi,którzysiedemdniwcześniejobejrzeliferalnąkasetę
video.
Ludziedziwni.Najpierwzgrywająchojraków,apotemjęczą,żechorzy.
Moglibysięchociażpozapinać.
-Mówięci,stary,ilemamroboty.Niemogęsięopędzićodzleceń-oświadczył
Marek,przerywającniezręcznąciszę.
-Toświetnie-odparłem.
-Acowszkole?
-Nuda,acomabyć.
-Możnaprzeszkodzić?
Przeszedłmniedreszcz,gdyusłyszałemtenchrypiący,gardłowypomruk.Nie
musiałemnawetodwracaćgłowy,bywiedzieć,dokogonależał.Zerknąłemna
mężczyznęwkapeluszu,patrzącegonanaszgóry,iodniosłemdziwnewrażenie,że
skądśgoznam.Cholercia.Déjàvuzawszejestniepokojące,aletokonkretne
wibrowałopodczaszkąjakkomar,któryniedaciusnąćwnocy,dopókigonie
zabijeszkapciem.
-Tak,słuchamy-odparłem,patrzącnaorlinosczarnookiejkobiety.Obytonie
bylikolejniakwizytorzy,boniezdzierżę.Nienawidziłemtychnaciągaczyjakpsów.
Dostawałemszału,gdyżtraktowaliludzijakdebili.Wydzwanialidomofonemzrana
iwciskalimaszynkidogoleniaswetrówczynietłukącesiętalerze.
-Czymożemysięprzysiąść?-zapytałaczarnooka.
10