Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rzeczywistością,anieprojekcjąmarzeń.
Drgnęła.
Poszławolnowgórę.ByłaciężkaiChinagliamusiał
podnosićtużnadswojągłową.Odczekawszy,uniosła
sięnawysokośćtrzydziestucentymetrów,skoczyłem
nanią.Podkurczyłemnogiipostarałemsięodbićodklapy
najmocniej,jakmogłem.Ustąpiłapodmoimistopami
dośćgładko,uderzyłanajpierwwcośtwardegoidopiero
potemhuknęławmetalowąkryzę,naktórejprzedchwilą
sięopierała.Zanimodskoczyła,złapałemzauchwyt
iszarpnąłemwgórę.Nadolepanowałmrok,wsłupie
ciemnościpodklapą,rozjaśnionymzlekkaświatłem
padającymzgóry,mignęłaczyjaśręka,usłyszałemkilka
miękkichstuknięćometaloweszczebledrabiny,akażde
znichciepłymechemodbijałosięwmoichuszach.
Nazakończenietegokróciutkiegoutworku
naszczególnymksylofoniedobiegłomniesoczyste
plaśnięcieidośćtwardy,szczególnieprzyjemnytrzask.
Wyjąłemzwewnętrznejkieszenimocnyreflektor
iskierowałemświatłowdół.Chinagliależałrozciągnięty
bezwładnienazaśmieconejszarejpodłodze.Drobiny
kurzuwzbitewpowietrzejegoupadkiemtańczyływirując
nadciałem.Wstąpiłemwtensrebrzystykorowód,
schodzącpodrabinie,zeskoczyłemzostatnichdwóch
szczebliiodtrąciłemnogąmatowyrewolwerleżącyobok
podkurczonejprawejnogi.NachyliłemsięnadChinaglią,
zrewidowałemgo.Miałwkieszenidużynóżzdwoma
wyrzucanymiostrzami,kropelkartęciwpustymśrodku
gwarantowałapożądanylotklingi.Wystrzeliłemobie
wkątpiwnicyiwłożyłemnóżzpowrotemdojego
kieszeni.Potempodszedłemdoniskiegometalowego
regału.Nasamejgórzeleżałklaser,ajegozawartość,
dziesiątkiociekającychkrwiąkartekfotofolii,przekonała
mnie,żetrafiłempodwłaściwyadres.Wsunąłemklaser
dokieszeni.Niemusiałemjużniczegoszukać.
Odnalazłemstrugąświatładuży,dwudziestolitrowy
kanisterzwodą.Nalałemzedwalitrydogarnka,
chlusnąłemtymwtwarzChinaglii,poczymodszedłem
nabokiusiadłemwkącienaczymśwrodzajupryczy.