Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dobreczasy,tyleżetrwałyzbytkrótko.Anisię
obejrzeliśmy,ajużprzezcałydzieńwędrowaliśmy
odjednegogabinetulekarskiegododrugiego,przez
tydzieńzamartwialiśmysięwynikamibadań,przez
miesiącdochodziliśmydosiebiepozabiegach
ioperacjach.Potemsamoutrzymaniesięprzyżyciu
byłoharówkąwpełnymwymiarzegodzin.Więc
tojasne,żenależysięnamurlop.
UnikamyMcDonaldazpowodzeniemtakdługo,
żewkońcuzatrzymujemysięnalunchgdzieś
zamiejscowościąNormalwIllinois.Zabieramswój
czwórnóginwalidzkiiwysuwamsięzkabiny.John,
wciążcałkiemdziarski,jużobszedłsamochódiczeka,
żebymipomóc.
–Trzymamcię–mówi.
–Dziękuję,skarbie.
Wspólnymisiłamiświetniesobieradzimy.
Wnętrzerestauracjimaprzywodzićnamyśllata
pięćdziesiąte,alemnieniekojarzysięzniczym,
copamiętamztamtychczasów.Wktórymśmomencie
ludziedoszlidoprzekonania,żewyznacznikami
tamtegodziesięcioleciasąszkolnepotańcówki,
kloszowespódnice,rockandroll,jaskrawoczerwone
fordyt-bird,JamesDean,MarilynMonroeiElvis.
Zabawne,żecałedziesięćlatsprowadzasiędokilku,
wydawałobysię,pierwszychlepszychobrazów.Dla
mniebyłytoczasypieluch,rowerkównatrzech
kółkach,poronieńiwysiłków,żebyzapewnićdachnad
głowąiposiłkitrzemosobomzaczterdzieścisiedem
dolarówtygodniowo.
GdysiedzimyzJohnemprzystoliku,podchodzidonas